Kilka godzin drogi od miasteczka Old Whiskey, po przedarciu się przez wąskie wąwozy gór Dragoon, znajduje się rozległa dolina, którą zamieszkują Indianie.
Plemię Apaczów Chiricahua zasiedla ten teren od dziesiątek, nawet setek lat. Teraz wioska Chiracahua środkowych, czyli Chokonenów, wygląda dość nędznie, od razu można stwierdzić, iż minęły czasy jej świetności.Wioska od lat zmagała się z problemami, konfliktami i wojnami. Do niedawna przewodził im wybitny wódz, Cochise, wyjątkowy wojownik i strateg o niesamowitych zdolnościach przywódczych. Wtedy Indianie nie obawiali się białych najeźdźców, wraz z ich przywódcą wszystko szło jak po maśle. Jakiś czas utrzymywali poprawne stosunki z Amerykanami, jednak gdy oskarżono ich o porwanie białego dziecka, rozpoczął się trwały konflikt. Szala zwycięstwa przechylała się to na stronę Chiricahua, to na Amerykanów... Indianie, mimo dość prymitywnego sposobu walki, byli zdecydowanie szybsi i zwinniejsi od wroga, cechowała ich ogromna wola walki i dobra strategia. Jednak ostatecznie, po wojnie secesyjnej, Amerykanie tak nasilili ataki, że Indianie zamieszkujący tę i pobliskie wioski, przeszli do działań jedynie ofensywnych, próbując ocalić siebie i zatrzymać swoje terytorium. Ostatecznie, dzięki charyzmatycznemu Cochise'owi, utworzono rezerwat Chiricahua, gdzie kilka lat plemię żyło we względnym spokoju. Dwa lata później ich wódz umarł, po kolejnych dwóch latach pochowano także jego syna, który miał przejąć jego rolę. Rezerwat Chiracahua został zlikwidowany, a mieszkańców przesiedlono do San Carlos.
Jednak... wśród gór Dragoon ostała się jedna wioska, którą zamieszkuje około czterdziestu przedstawicieli Apaczów. Kategorycznie odmówili oni opuszczenia swoich domów, swoich gór, skrzętnie ukrywanego przed białymi grobu swojego wodza. Ich obecność jest powodem ciągłych konfliktów z Białymi Amerykanami; dodatkowo, jeden ze szlaków handlowych prowadzi tuż obok ich wioski, przez co narażeni są na ciągłe ataki. Jednak nieugięci Chokoneni zdecydowali się tu
pozostać.
Nie ma tu już określonej struktury plemiennej, nie ma jasno określonego wodza, bowiem nikt nie byłby w stanie zastąpić Cochise'a. Wodzowie, można by rzec, są tu zmienni - są to osoby wyróżniające się głosem w radzie, bohaterstwem lub znajomością ceremoniału, a istotniejsze decyzje podejmuje rada plemienna. Panuje tu względny ład bez określonych kategorycznie zasad - ludzie kierują się tradycją, własną moralnością. Ogromnym szacunkiem darzą starszych ludzi,
podział ról według płci jest jednoznacznie ustalony, ale nie przestrzegany z żelazną konsekwencją. Generalnie zadaniem kobiet jest znajdowanie, przygotowanie i magazynowanie pożywienia, budowanie domostw, dostarczanie wody i opału, wychowanie dzieci, wyprawianie, preparowanie i malowanie skór upolowanych zwierząt, jak również wyplatanie koszy. Mężczyźni polują i prowadzą wojny, produkują broń, zajmują się hodowlą koni.
Plemię produkuje na własny użytek naczynia, sztućce i wszelkiego rodzaju pojemniki. Większość wykonana jest z tykw lub wyplatana, przy czym pojemniki na wodę uszczelniają gliną lub asfaltem mineralnym. Wzmacniane ścięgnami zwierzęcymi łuki Chiricahua'ów uchodzą wśród ludów Wielkich Równin za jedne z najlepszych.
Zarówno chłopcy jak i dziewczęta uczą się strzelać z łuku, wyrzucać pociski z proc i po mistrzowsku jeździć konno. Mieszkańcy wioski, podobnie jak inni przedstawiciele plemienia Apaczów, odczuwają ogromny respekt przed zjawiskami, które uważają za nadprzyrodzone; boją się duchów. Zmarłemu malują twarz na czerwono i chowają tego samego dnia. Przedmioty codziennego użytku niszczy się, pali, a wyróżnianego konia zabija.
Wioska jest dość rozległa, jednak wiele domostw jest opuszczonych lub całkowicie nieużywanych. Na całym terenie znajdują się kopulaste szałasy z chrustu (w razie złej pogody pokrywane skórami), a drzwi tych domostw zawsze wychodzą na wschód. Konie przechadzają się swobodnie po wiosce, czasami jednak uwiązywane są w specjalnie przygotowanych dla nich miejscach, gdzie mają także swój wodopój. W centrum wioski znajduje się ogromne palenisko, gdzie często przyrządza
się pożywienie z okazji świąt lub podczas różnych ceremonii. Na co dzień, jada się przy swoim domostwie, przyrządzając jedzenie przy niewielkich ogniskach.
Pożywieniem jest głównie mięso i to, co kobiety zdołały zebrać w okolicy. Wojownicy polują na bizony, a nadto na jelenie, antylopy widłorogie, owce, króliki. Nie polują na niedźwiedzie, indyki, nie łowią ryb.Kobiety zbierają agawę, miąższ niektórych kaktusów oraz owoce, jagody, orzechy, dziką cebulę i ziemniaki. Orzechy i nasiona traw często przemielają na mąkę. Produkty rolne - np. kukurydzę - kupują lub zdobywają u Indian Pueblo, którzy są ich partnerami handlowymi.
Chiricahua nosili miękką odzież ze skór i mokasyny. Kiedy odkryli bawełnę (a następnie wełnę) kobiety zaczęły nosić długie spódnice i bluzki zakrywające pasek spódnicy i przytroczony doń nóż. Mężczyźni również zaczęli nosić długie koszule calico wyrzucane na perkalowe spodnie i przepasywane pasami z amunicją. Na głowach nosili zwykłe przepaski z materiału. Dziewczęta, wzorem niektórych Indianek Pueblo czesały swe włosy w misterne "baranie rogi" nad uszami; kobiety starsze czesały się jak Indianki prerii - z przedziałkiem pośrodku głowy i dwoma warkoczami.
Generalnie, mieszkańcy wioski nie utrzymują najcieplejszych kontaktów z Amerykanami. Chokonenowie chcą żyć w zgodzie w swoich górach, idealnie radzą sobie sami na tym pustynnym terenie. Historia nauczyła ich, że biały człowiek oznacza kłopoty, biały człowiek to metalowa głośna broń i nieznane choroby, z którymi nie radzą sobie szamani ani niezawodne do tej pory zioła. Jednak mieszkańcy, gdy walczą, to tylko w ofensywie, nie atakują mieszkańców Old Whiskey pierwsi,
świadomi swoich szczupłych sił.
Plemię Apaczów Chiricahua zasiedla ten teren od dziesiątek, nawet setek lat. Teraz wioska Chiracahua środkowych, czyli Chokonenów, wygląda dość nędznie, od razu można stwierdzić, iż minęły czasy jej świetności.Wioska od lat zmagała się z problemami, konfliktami i wojnami. Do niedawna przewodził im wybitny wódz, Cochise, wyjątkowy wojownik i strateg o niesamowitych zdolnościach przywódczych. Wtedy Indianie nie obawiali się białych najeźdźców, wraz z ich przywódcą wszystko szło jak po maśle. Jakiś czas utrzymywali poprawne stosunki z Amerykanami, jednak gdy oskarżono ich o porwanie białego dziecka, rozpoczął się trwały konflikt. Szala zwycięstwa przechylała się to na stronę Chiricahua, to na Amerykanów... Indianie, mimo dość prymitywnego sposobu walki, byli zdecydowanie szybsi i zwinniejsi od wroga, cechowała ich ogromna wola walki i dobra strategia. Jednak ostatecznie, po wojnie secesyjnej, Amerykanie tak nasilili ataki, że Indianie zamieszkujący tę i pobliskie wioski, przeszli do działań jedynie ofensywnych, próbując ocalić siebie i zatrzymać swoje terytorium. Ostatecznie, dzięki charyzmatycznemu Cochise'owi, utworzono rezerwat Chiricahua, gdzie kilka lat plemię żyło we względnym spokoju. Dwa lata później ich wódz umarł, po kolejnych dwóch latach pochowano także jego syna, który miał przejąć jego rolę. Rezerwat Chiracahua został zlikwidowany, a mieszkańców przesiedlono do San Carlos.
Jednak... wśród gór Dragoon ostała się jedna wioska, którą zamieszkuje około czterdziestu przedstawicieli Apaczów. Kategorycznie odmówili oni opuszczenia swoich domów, swoich gór, skrzętnie ukrywanego przed białymi grobu swojego wodza. Ich obecność jest powodem ciągłych konfliktów z Białymi Amerykanami; dodatkowo, jeden ze szlaków handlowych prowadzi tuż obok ich wioski, przez co narażeni są na ciągłe ataki. Jednak nieugięci Chokoneni zdecydowali się tu
pozostać.
Nie ma tu już określonej struktury plemiennej, nie ma jasno określonego wodza, bowiem nikt nie byłby w stanie zastąpić Cochise'a. Wodzowie, można by rzec, są tu zmienni - są to osoby wyróżniające się głosem w radzie, bohaterstwem lub znajomością ceremoniału, a istotniejsze decyzje podejmuje rada plemienna. Panuje tu względny ład bez określonych kategorycznie zasad - ludzie kierują się tradycją, własną moralnością. Ogromnym szacunkiem darzą starszych ludzi,
podział ról według płci jest jednoznacznie ustalony, ale nie przestrzegany z żelazną konsekwencją. Generalnie zadaniem kobiet jest znajdowanie, przygotowanie i magazynowanie pożywienia, budowanie domostw, dostarczanie wody i opału, wychowanie dzieci, wyprawianie, preparowanie i malowanie skór upolowanych zwierząt, jak również wyplatanie koszy. Mężczyźni polują i prowadzą wojny, produkują broń, zajmują się hodowlą koni.
Plemię produkuje na własny użytek naczynia, sztućce i wszelkiego rodzaju pojemniki. Większość wykonana jest z tykw lub wyplatana, przy czym pojemniki na wodę uszczelniają gliną lub asfaltem mineralnym. Wzmacniane ścięgnami zwierzęcymi łuki Chiricahua'ów uchodzą wśród ludów Wielkich Równin za jedne z najlepszych.
Zarówno chłopcy jak i dziewczęta uczą się strzelać z łuku, wyrzucać pociski z proc i po mistrzowsku jeździć konno. Mieszkańcy wioski, podobnie jak inni przedstawiciele plemienia Apaczów, odczuwają ogromny respekt przed zjawiskami, które uważają za nadprzyrodzone; boją się duchów. Zmarłemu malują twarz na czerwono i chowają tego samego dnia. Przedmioty codziennego użytku niszczy się, pali, a wyróżnianego konia zabija.
Wioska jest dość rozległa, jednak wiele domostw jest opuszczonych lub całkowicie nieużywanych. Na całym terenie znajdują się kopulaste szałasy z chrustu (w razie złej pogody pokrywane skórami), a drzwi tych domostw zawsze wychodzą na wschód. Konie przechadzają się swobodnie po wiosce, czasami jednak uwiązywane są w specjalnie przygotowanych dla nich miejscach, gdzie mają także swój wodopój. W centrum wioski znajduje się ogromne palenisko, gdzie często przyrządza
się pożywienie z okazji świąt lub podczas różnych ceremonii. Na co dzień, jada się przy swoim domostwie, przyrządzając jedzenie przy niewielkich ogniskach.
Pożywieniem jest głównie mięso i to, co kobiety zdołały zebrać w okolicy. Wojownicy polują na bizony, a nadto na jelenie, antylopy widłorogie, owce, króliki. Nie polują na niedźwiedzie, indyki, nie łowią ryb.Kobiety zbierają agawę, miąższ niektórych kaktusów oraz owoce, jagody, orzechy, dziką cebulę i ziemniaki. Orzechy i nasiona traw często przemielają na mąkę. Produkty rolne - np. kukurydzę - kupują lub zdobywają u Indian Pueblo, którzy są ich partnerami handlowymi.
Chiricahua nosili miękką odzież ze skór i mokasyny. Kiedy odkryli bawełnę (a następnie wełnę) kobiety zaczęły nosić długie spódnice i bluzki zakrywające pasek spódnicy i przytroczony doń nóż. Mężczyźni również zaczęli nosić długie koszule calico wyrzucane na perkalowe spodnie i przepasywane pasami z amunicją. Na głowach nosili zwykłe przepaski z materiału. Dziewczęta, wzorem niektórych Indianek Pueblo czesały swe włosy w misterne "baranie rogi" nad uszami; kobiety starsze czesały się jak Indianki prerii - z przedziałkiem pośrodku głowy i dwoma warkoczami.
Generalnie, mieszkańcy wioski nie utrzymują najcieplejszych kontaktów z Amerykanami. Chokonenowie chcą żyć w zgodzie w swoich górach, idealnie radzą sobie sami na tym pustynnym terenie. Historia nauczyła ich, że biały człowiek oznacza kłopoty, biały człowiek to metalowa głośna broń i nieznane choroby, z którymi nie radzą sobie szamani ani niezawodne do tej pory zioła. Jednak mieszkańcy, gdy walczą, to tylko w ofensywie, nie atakują mieszkańców Old Whiskey pierwsi,
świadomi swoich szczupłych sił.