Old Whiskey
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Forum RPG


You are not connected. Please login or register

Francesca Kasandra Belasco

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Francesca Kasandra Belasco Empty Francesca Kasandra Belasco Nie Gru 30, 2012 1:15 pm

Gość


Gość

1. Przyjazd do Old Whiskey w dniu pożaru restauracji; poznanie Liliane i wspólne pomaganie ludziom w Fairy.

2. Udanie się z Liliane do saloonu; danie J.B. listu do Belasco.

3. Znalezienie małego lokum; jakieś prace dodatkowe (podczas przeskoku).

4. Pierwsza rozmowa z Belasco, kiedy to Francis stwierdził, że Frania kłamie i odprawił ją z kwitkiem.

5. Rozmowa w Fairy z Fioną.

6. Akcja w stajni z Gasparem; krycie młodszego Buendii przed wkurzonym mężem jakiejś panny; koniec końców Gaspar i Frania uciekli w swoje strony.

7. Rozmowa z Liliane; opowiedzenie o akcji w stajni; poznanie Kevina.

8. Kolejne spotkanie z Gasparem; pomoc przy kradzieży na targu. Gaspar zabiera jej wstążkę do włosów i kradnie buziaka.

9. Koło Gospodyń; bronienie Roisin.

10. Rozmowa z Liliane i wyznanie, że Belasco jest jej ojcem.

11. Kolejna rozmowa z Francisem - zakradnięcie się przez saloon do jego gabinetu; pokazanie korespondencji jego z jej matką; kolejne odtrącenie Francesci przez ojca.

12. Rozmawianie z Liliane i Kevinem na ranczu.

13. Rozmowa z Eliasem w kościele; wyznanie, że jest córką alfonsa.

14. Zbieranie jagód w lesie; poznanie Marcusa; rozmawiania i wyjadanie jagód z koszyczka. Frania koniec końców stwierdza, że polubiła tego mężczyznę.

15. Mały relaks nad rzeką; rysowanie krajobrazu; kolejne spotkanie Gaspara, który zaczął się do niej troszkę dobierać(hihi). Gaspar przedstawia się jej imieniem Miguel, po czym szybko ucieka w swoją stronę.

16. Upieczenie ciastek, które przynosi Liliane; rozmowa dziewczyn na temat Fassbendera.

17. Tuż przed jarmarkiem świątecznym znalezienie psiaka i nadanie mu imienia Noel; poznanie Henry'ego.

18. Jarmark świąteczny; rozmowa z Eliasem i Marcusem; konkurs wypieków (4 miejsce!); loteria; kupowanie prezentów.

19. Praca na ranczu jako praczka, wieszanie prania itp.;poznanie Matt'a i wspólna rozmowa.

20. Święta na plebani.

21. Wkradnięcie się do domu Belasco jako kelnerka; upokorzenie przez Belasco przed elytą miasteczka.

22. PRZESKOK: przez połowę przeskoku grzecznie pracowała; długo zastanawiała się nad propozycją pani Whittmore aż w końcu ją przyjęła; pogaduszki z Lily; spotkała się kilka razy z panem Burnettem, który obiecał jej, że nauczy jeździć ją konno (!), a i przy okazji czasami zdarzyło się jej myśleć o nim w wolnych chwilach... bo to przecież bardzo miły mężczyzna.
A! I ścięła włosy do ramion! Ot taki mały bunt, hehe.

2Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Nie Sty 13, 2013 1:46 pm

Gość


Gość

Dałam się namówić Kevinowi na naukę jazdy. Ja siedząca na koniu! Myślałam, że na pewno sobie coś od razu połamię, ale nie. Dałam nawet radę sama na niego wsiąść! Nie wiedziałam, że mam tyle siły w rękach i taki wyskok. Lekcja była nawet udana. Trochę dziwnie się poczułam, gdy siedziałam w siodle razem z nim. Tak... miło.
Gdy wracaliśmy powiedział, że mnie bardzo lubi i podobam mu się jako kobieta. Kobieta! Nie widzi we mnie głupiego dzieciaka!
I... i mnie pocałował! Pocałował! Jeju, nawet teraz się czerwienię jak o tym pomyślę.


***

Audrey jest najbardziej popieprzonym człowiekiem na tej półkuli ziemskiej! Namówiła mnie na pójście do kopalni, bo namiętnie szukała jakiegoś tematu do artykułu. Ta to ma pomysły... Oczywiście nie zabrała ze sobą nawet głupiej świeczki! Myślałam, że zejdę tam na zawał! Zwłaszcza jak potrąciła jakąś rzecz i uznała, że to czaszka. Teraz wiem, że było to na pewno jakieś spruchniałe drewno, albo po prostu kamień, ale wtedy narobiła mi niezłego stracha.
O mało co nie wygadałabym się o Ojcu. Uff... Ta wariatka chce z nim zrobić wywiad... Przecież on ją rozedrze na strzępy!

Naprawdę zastanawiam się co moja świętej pamięci matka widziała we Francisie. I co ja nadal w nim widzę. Upokorzył mnie przed tyloma ludźmi, nazwał mamę dziwką, powiedział tyle złych rzeczy, a ja... Ja mu to chyba wybaczyłam już po kilku dniach. Jak ja mogę wybaczyć takiemu potworowi? I dlaczego on nie potrafi być inny? Dlaczego nie może mieć dobrego serca? Dlaczego nie mogę go przytulić i powiedzieć 'kocham cię tato'?
....

3Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Nie Lut 24, 2013 1:08 am

Gość


Gość

Odwiedziłam Kevina u niego w sklepie. No na razie to namiot, ale powiedział, że marzy o sklepie. Na pewno to marzenie się spełni! Zwłaszcza, że ma dobrą rękę do drewna. Tak mi się wydaje...
Powiedział, że wyjeżdża. Na wyprawę za tymi łotrami co panią Whittmore zaatakowali. Boję się o niego... Jeszcze coś mu się stanie...
Swoją drogą muszę pójść w końcu to pani Whittmore.

***

Byłam na rozmowie u pani Whittmore. Dała mi pracę! Będę gosposią! Nie żeby źle mi było na ranczu, ale zawsze te kilka dolarów się przyda. A pani Beatrice jest o wiele milszą osobą niż przypuszczałam. Z daleka wydaje się taka dystyngowana i snobistyczna, a chyba wcale taka nie jest.

***

Byłam dzisiaj u pana Canizasa. Noel jest w ciąży! Ale jaja! I to chyba z psem pastora - Świrkiem!

***

Oh! Lily, moja kochana Lily wychodzi dzisiaj za mąż!
....
Liliane miała taką piękną sukienkę! Boże, tak się cieszę, że znalazła miłość swojego życia!
Wybawiłyśmy się z Audrey jak nigdy, chciałyśmy nawet zakosić wino, ale Kevin mnie znalazł. Bywa. Inny razem! Odprowadził mnie do domu. Dżentelman!

***

Pani Beatrice miała dla mnie genialną niespodziankę! Po pracy zabrała mnie na zakupy do panny Clark. Jestem taka szczęśliwa! Nigdy to tylko głupie ciuchy, ale ja nigdy nie miałam takich nowiuchnych ze sklepu.

***

Kevin wyjeżdża na tą wyprawę. Martwię się ogromnie...
Zabrał mnie dzisiaj na prerię. Jechaliśmy w kierunku zachodzącego słońca i całowaliśmy się w jego ostatnich promieniach. Ah! I wyznaliśmy sobie miłość! To było taaaakie romantyczne! Nie wyobrażam sobie lepszej scenerii do powiedzenia sobie 'kocham'.

***

Wrócili! I Kevin i Ben, cali i zdrowi! Audrey na pewno się cieszy, że Benowi nic nie jest. Ja już widzę jak ona na to imię reaguje! Przede mną nic nie ukryje!

***

Byłam na drugim zebraniu Koła Gospodyń... Było strasznie... Ta Mayer... Zabiła kobietę... Pobiegłyśmy szybko po pomoc do miasta, ale nie było szans, żeby przeżyła. Spadła ze zbyt wysoka. To takie okropne...

***

Dzisiaj poznałam nową osobę! Jest ją niejaki Edward Baskerville - ten którego kiedyś Audrey poznała i co mi o nim opowiadała. I czemu ona tak przed nim spieprzała? Miły, kulturalny mężczyzna.
Chyba mamy z Cameron coś wspólnego - ciągnie nas ewidentnie do kowbojów.

***

Belasco nie żyje... Francis... Mój ojciec... Nie żyje...
Może był skończonym skurwysynem... Może zrobił w moim życiu więcej złego niż dobrego... Może nigdy nie powiedział, że mnie kocha... Ale ja go na swój sposób kochałam. I żałuję, że nie utwierdzałam go w tym przekonaniu każdego dnia. Czemu nie próbowałam go przekonać? A teraz...
Teraz już po wszystkim... Nie został mi nikt prócz przyjaciół... Nie mam żadnej rodziny...

4Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Wto Kwi 09, 2013 9:25 am

Gość


Gość

Do miasta przyjechał cyrk! Ale super! Kevin mnie zabrał, co bym przestała myśleć o Belasco. W sumie to mu się udało. Wygrał dla mnie dwa misie! Boże, ciesze się jak dziecko, ale to naprawdę słodkie. I na słoniu jechałam! Trochę się bałam, ale widoki tam z góry...? Genialne! Prawie całe miasteczko widziałam!

A potem nadszedł czas na przedstawienie. Naprawdę bardzo mi się podobało, zwłaszcza część ze zwierzakami i ta dziewczyna na trapezie. Taka zwinna i szybka!
W trakcie przerwy poznałam pana Carswella i jego synka, małego Nicka. Coś mi w nim nie pasuje, to znaczy w Carswellu Seniorze. Taki jakiś typ troche spod ciemnej gwiazdy. Może i ojciec, mąż i łowca głów, ale chyba się nie pokochamy...
No i Matt mi wleciał dosłownie między nogi, albo spomiędzy nóg... Hmm... nie, to głupio zabrzmiało. Wyskoczył z pod ławki! Fajny jest ten dzieciak. Muszę poznać jego brata! Tymczasem mały Long, znaczy się Brown dostał ode mnie jednego miśka. Ale był ucieszony!


***



Benjamin bił się z Edwardem na głównej ulicy! Faceci! Tylko by się lali! I to o Audrey! W sumie to trochę zazdrosna o to jestem, o mnie mężczyźni się nie biją... Jeszcze oberwałam od Curwooda... Niechcący, ale kiedyś i tak oberwie, nogę mu podłożę, czy coś, hihi!


***


Czemu ja z Audrey zawsze wpędzamy się w kłopoty? Gdziekolwiek nie wyjdziemy to coś się dzieje! Teraz znalazłyśmy trupa w cyrku! Całe szczęście był z nami barman z saloonu, Kirk czy jakoś tak. A dyrektor cyrku poszczuł nas psami! Jestem oburzona!
Przekazałyśmy wiadomość do szeryfów i poszłyśmy do domów, bo zaczęło padać. Te burze tutaj są okropne...


***
Dostałam 5 tysięcy dolarów od Titusa Smitha, które, jak napisał, Francis kazał przekazać mi po swojej śmierci. Nie rozumiem tego... Czy mu na mnie w jakiś sposób zależało? Ale to zdjęcie mojej mamy ubranej jak prostytutka i podpis "Pamiętaj kim jesteś"... Zabolało mnie to...


***


Kevin był dzisiaj taki dziwny... Całowaliśmy się, a ten spieprzył i to w deszcz... Faceci są dziwni...


***


Odwiedziłam go dzisiaj w sklepie. Teraz już w duużym sklepie, nie namiocie. Jestem z niego taka dumna!
A potem pojechaliśmy na prerię. Miło wsiąść w końcu na konia. A Kevin... Zaczął coś kręcić i to o kręceniu ciasta....


***


OŚWIADCZYŁ SIĘ! AAAAA!!!!
Jesteśmy zaręczeni, jaki to cudowne! Muszę napisać do pastora! I spotkać się z Audrey i Lily! Jeju, jeju, jeju!


***


Spotkałam się z Audrey w herbaciarni, Lily niestety nie przyszła. Ale chociaż pogadałyśmy bez wpadania w kłopoty. Stwierdziłyśmy, że zrobimy razem 18-ste urodziny! Na polanie w lesie, nie ma nic lepszego, to będzie cudowne!
Chociaż potem doszedł do nas Edward, było niezręcznie przez chwilę, a potem jeszcze Ben porwał Audrey. No nie miał kiedy! Ale przynajmniej porozmawiałam trochę z panem Baskervillem, jest szalenie interesującą osobą.


***


Porwano Biddy! Jeszcze Kevin wyjechał na poszukiwania razem z innymi mężczyznami i nic mi nie powiedział! Tak się boje, tak się boję...


***


Pomagam Liliane przy Henrym i Carswellu Juniorze, bo jego rodzice wyjechali. Jak się okazało wróci tylko ojciec... Pani Charlie nie żyje... To takie... takie cholernie smutne... Tylko żeby Kevinowi nic nie było!


***


Uff... Wrócił cały i zdrowy!


***


Musiałam w końcu odwiedzić pastora. Ale on zapuścił tą plebanię po wyjeździe pani Amaranty! Potrzebna mu pomoc, mam nadzieję, że będę miała czas i będę odwiedzać go częściej. Ostatnio stał się mi prawie jak ojciec. Mężczyzna, któremu mogę zaufać, który pomoże ojcowską radą, cieszę się, że traktuje mnie jak córkę. Chyba tego potrzebowałam..

5Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Wto Kwi 09, 2013 3:44 pm

Gość


Gość

PRZESKOK:
*Francesca powiedziała pani Whittmore o zaręczynach. Troche jej smutno, że nie będzie już u niej pracować, bo polubiła tą kobietę. Ale obiecała też, że do czasu ślubu będzie przychodzić.

*Pomagała ukrywać cyrkówkę Sophie. U Audrey nie było warunków, zresztą pan Cameron pewnie by się popukał po głowie.
W sumie to darzyły się jakąś sympatią, chociaż zdarzał się momenty, że się nawzajem irytowały. Francesca jest przyzwyczajona do mieszkania samej, więc nagła współlokatorka wybiła ją troche z rytmu. Ale dają radę!



*A tak robiła to co zwykle, spotykała się z Audrey, Liliane i Kevinem tak często jak mogła.

6Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Czw Kwi 18, 2013 1:46 pm

Gość


Gość

URODZINY!
W końcu nadszedł ten upragniony dzień! Stwierdzam iż pomysł z imprezą pod chmurką był genialny (ba, bo mój!). Chyba wszyscy dobrze się bawili.
Udekorowałyśmy polanę kocami i poduszkami, był poczęstunek i... alkohol! Audrey pogadała z kolegą, który dał nam w prezencie cały karton plus papierosy (chociaż te leżą nietknięte do dnia dzisiejszego).
Wpierw zjawił się pastor, mój kochany przyszywany tatuś. Dał mi Sherlocka Holmes'a! Jestem już w połowie, super książka. W ogóle dużo książek dostałam, od pana Storma "Romeo i Julię" (czytałam ale miło mieć własny egzemplarz), od pana Darcy'ego "Baśnie tysiąca i jednej nocy" (nie mogę się doczekać aż się za to zabiorę!), a od Bena tomik wierszy, które są naprawdę bardzo ładne. Poznałam też nowego weterynarza, Josh miał na imię zdaje się, kupił nam po broszce. Bardzo pięknie wykonana, na pewno będę nosić. Chociaż nie za często, bo jeszcze zgubię znając mnie!
Dwa najlepsze prezenty to te od Kevina i pana Slattery'ego.
Kiedy szeryf wprowadził na polanę trzy konie najpierw trochę oniemiałam niż doszło do mnie, że to dla nas. Dostałam taką śliczną, pstrokatą na pysku, łagodną klacz. A od Kevina rewolwer! Aż w szoku byłam! Oczywiście pastor trochę narzekał, że broń to nie dla dziewczyny, bla bla bla... Ale przecież chciałam się nauczyć strzelać, a poza tym jestem narzeczoną kowboja, to zobowiązuje!
Mimo mrówek w torcie (mój kawałek na szczęście ocalał) i trupa wdowy Meyer w krzakach (aż mi się słabo zrobiło jak to usłyszałam...) to było naprawdę bardzo miło!

7Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Czw Kwi 18, 2013 2:02 pm

Gość


Gość

Przeskok #2

*Frania cały czas ukrywała Sophie.

*Była na lekcji jazdy konnej u pana Slattery'ego.

*Sprzątała mieszkanie pod nieobecność pani Whittmore.

*Spotykała się z przyjaciółmi.

8Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Sob Maj 25, 2013 11:40 pm

Gość


Gość

W końcu ruszyłam się, żeby zamówić sukienkę u pani Clark. Pokazała mi bardzo ładny i delikatny projekt. Podoba mi się. Mam nadzieję, że na żywo będzie tak samo dobry jak na papierze.
Tak w ogóle... Czy pomiędzy pastorem a panią Meavelinne coś jest? Tak dziwnie się na siebie patrzyli w tym sklepie...

***

Noel urodziła pięć szczeniaków!!! Całą piątkę! Zdrową i śliczną. Pan Bolitar spisał się na medal! Nawet pomógł mi zanieść maleństwa do domu. Cóż za uprzejmy mężczyzna!

***

SANTA BARBARA!
Pokój miałam wspólny z Audrey. Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej! W końcu jesteśmy nierozłączne. Oczywiście ta zaczęła szukać od razu tematu na artykuł. Nawet wymyśliła, że zostanę ofiarą piratów, a ona z Kevinem i Benem mnie uratują. Już lecę!
Zjadłyśmy szybki obiad i pobiegłyśmy na plażę. Oczywiście nie omieszkałyśmy się ochlapać i gonić po brzegu. Jak dzieci, jak dzieci... Ale cóż, kiedyś się wyszaleć musimy, skoro ja niedługo ślubuję. Już nie będę mogła się jak dzieciak zachowywać.
Później doszedł do nas Ben i pan Bolitar, a w końcu i Kevin. Zabrał mnie na molo i... wrzucił do wody! Skończony wariat! Byłam cała mokra! Ale chyba właśnie za te głupie pomysły go kocham.
W końcu poszliśmy się przebrać, Kevin poszedł coś zjeść, a ja żeby wysuszyć włosy poszła, na ganek i zaczęłam czytać książkę od pana Darcy'ego "Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy". Ciekawa książka. Spodobała mi się. Wtedy zjawił się też pan Bolitar. Nie wiem co on w pensjonacie robił, bo z tego co mi wiadomo mieszkał w hotelu, ale cóż... Zaczął mi czytać poezję. Nikt, nigdy nie czytał mi poezji. To było... Miłe. I to jak na mnie patrzył... Eh! Ogarnij się dziewczyno!
I jeszcze dałam mu buziaka na do widzenia. Co ja mam w głowie...

***

Audrey jest w ciąży! JEZU! MIEJ NAS WSZYSTKICH W OPIECE!

***

Znowu wpadłam na Josha, tym razem w jadalni. Przyszedł mi pożyczyć kilka tomików. To miło z jego strony. Chociaż nadal spoglądał się na mnie TYM wzrokiem. Aż miałam dreszcze. To dobrze, czy źle?

***

Pokłóciłam się z Audrey. Chciała zanieść Joshowi te tomiki. Idę sama.

***

BOŻE.
Poszłam do hotelu, a w holu wpadłam na pijanego pana Bolitara. Zaczął na mnie naskakiwać, ja zresztą na niego też. I... i... pocałował mnie. Tak chamsko i bezczelnie! Dostał za to solenną nagrodę - dałam mu z liścia. Zapewne pocałowałby mnie drugi raz, gdyby nie nadszedł pastor. I oczywiście zostałam opieprzona jak leci! Chociaż sama też przesadziłam... Nie powinnam w ogóle wspominać o Belasco. Przecież wiem co on zrobił pastorowi. A to Elias jest dla mnie jak ojciec, najlepszy, bardzo go kocham. Dobrze, że jest przy mnie.

***

Powiedziałam Kevinowi... Ale się wkurzył, że Josh mnie pocałował... Całe szczęście jakoś go ugłaskałam. Spałam w jego pokoju. Ale tylko spałam! No i przytulałam.

***

Poszłam na tańce do 'Amusement Hall'. Zaczęło padać i Kevin nie dotarł, a szkoda! Za to doczepił się do mnie niejaki pan Shane O'Dwyer, brat panienki Fiony. Dziwny mężczyzna. Taki... Taki jakby cały czas miał coś głupiego i nieodpowiedniego na myśli. Nawet pocałował mnie w czoło! Bezczelny! I w dodatku zgasły światła... Myślałam, że mi coś zrobi, ale całe szczęście wpadła na nas pani Megara, a potem Roisin. I szybko uciekłam!

***

Ślub Audrey i Bena.
Oh! Jak Audrey pięknie wyglądała! A Ben jak przystojnie! Będą cudownym małżeństwem!

***

Audrey z Biddy zostały zamknięte w piwnicy i znalazły kościotrupy! Brrr... Biedne dziewczyny! Audrey nie powinna się denerwować w swoim stanie...

***

Szukaliśmy z Joshem (...) jakiś poszlak u pani Pines w pokoju. W sumie to on szukał, ja źle się tam czułam i szybko się ulotniłam.

***

POŻAR!!! PALI SIĘ!!!
Razem z panem Storem zjechaliśmy z Aud i Biddy po prześcieradle. A ja dodatkowo wpadłam w krzaki i straciłam przytomność... Cudnie...

Tylko... Gdzie Kevin? Ben? Elias? Żyją? Nic im się nie stało...?

***

Obudziłam się w szpitalu, miałam poranioną rękę i kolce w całym ciele...
Przyszedł Josh i zaczął mnie przepraszać, cudnie... Nie wiem co mam o tym myśleć...
Kevin jest cały i zdrowy! Całe szczęście nie było go w pensjonacie, kiedy ten się palił. Reszta też żyje, wszyscy mieli sporo szczęścia.
A mi się śnił Belasco... Dziwny to był sen... Taki... Miły?

***

Wracamy do Old Whiskey...

***

Wpadłam na Carswella na targu. Źle wyglądał. Nie był pijany, ale taki jakiś nieswój. Chociaż nie wiedziałam, że czyta. To dobrze. A potem w sumie przez przypadek wpadłam na kawę. Miałam iść do domu, ale jak Nick mnie zobaczył to wypuścić nie chciał. Pokolorowałam z nim, a Carswell... Nie wiem, coś z nim nie tak. Chciałabym go pocieszyć, ale nie wiedziałam jak. Domyślam się, że chodzi o Charlie, ale przecież ma dla kogo żyć, dla Nicka, on go cholernie potrzebuje, to jeszcze małe dziecko. Co się stanie z małym jak Chris się załamie?

***

Ostatnie przymiarki sukienki ślubnej!


***

DZIEŃ ŚLUBU!
Jeju, to już dzisiaj! Ale się denerwuję!

Liliane i Audrey przyszły mi pomóc w przygotowaniu się. Ta sukienka jest przecudowna! A jak ułożyły mi włosy! Wyglądam jak księżniczka, dawno tak ładnie nie wyglądałam, aż chce mi się płakać...

Stoję przed ołtarze. Matko, to się dzieje. Kevin wsuwa mi na palec obrączkę, mówimy przysięgi... Jesteśmy małżeństwem!

Weselicho było bardzo udane! Oczywiście prócz pijanego Josha, który kręcił się gdzieś przy ścianie. No i może panowie Darcy i O'Dwyer mogli się opanować, a nie obłapiać pannę młodą. A Shane to już w ogóle mógł się z tekstami powstrzymać... Ale reszta bez zastrzeżeń!

Noc poślubna?!
No było... CUDOWNIE.

***

Jezusieńku, wpadłam na Josha na ulicy. I jeszcze Audrey z Poppy nas widziały. Zapewne będą miały pretensje. Ale co ja miałam zrobić! Powiedzieć 'spadaj na drzewo, Bolitar'? Przecież to niegrzeczne. A tak normalnie porozmawialiśmy, o wszystkim i o niczym w sumie. Byłby dobrym przyjacielem, gdyby nie to, że mimo tego, iż jestem żoną innego to cały czas patrzy się na mnie tym swoim wzrokiem zakochanego kundelka.

***

Poszłam z Noel i resztą ferajny nad rzekę. Potem przyszedł pan Canizas ze Scootim. Ładna psinka.


.....

9Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Pią Cze 28, 2013 10:19 pm

Gość


Gość

Dzień Dziecka w Old Whisky! Było bardzo przyjemnie! Przyszedł Carswell z synkiem. Nick jest taki kochany!
Wzięłam małego do siebie, bo był zmęczony. Szybciutko zasnął, a Christopher przyszedł w nocy po niego. Nadal uważam, że jest dziwny. Ale mam przynajmniej wrażenie, że normalnie się już w stosunku mnie zachowuje i nie uważa za głupią siksę, tyle dobrego.


***


Z samego rana poszłam do Kevina. Zrobiłam temu pijakowi pyszne śniadanko. Plus zaliczyliśmy seks na stole w kuchni. Co za niewyżyty facet!


***


PRZEPROWADZKA!!!!!
Dom jest cudowny, piękny, wielki! 
Tak się cieszę!
Oczywiście trzeba było go ochrzcić, hihihi...


***


Przyszedł pan Baskerville. Jeden szczeniak wydany.


***


CHAPARRAL
Pojechaliśmy z Kevinem na rodeo. Całkiem ciekawy jarmark. Mój zdolny mąż wygrał połowę konkurencji. Chyba powinnam go bardziej doceniać.
A Carswell coś bardzo miły się zrobił. Zaczął mnie namawiać do tego, żebym nie puściła Kevina z nim. Bardzo dobrze wiedziała, że oni tutaj przyjechali po Javiera to od dwóch tygodni mi oczy mydlili, że nie, że chcą się tylko zabawić na rodeo. Jasne... Chris chyba serio nie chce żeby Kevin z nim szedł. Nawet pozytywkę od niego dostałam, święto lasu.
I co on zrobił... Jadłam sobie spokojnie truskawkę, ale ściekło mi troche soku po brodzie, a on... on... wytarł kciukiem zahaczając o moją wargę. Co to miało być?!
Ale potem znowu go wkurwiłam... Poszłam się z Sophie nawalić. Ale to tak konkretnie, aż wylądowałyśmy u niej w pokoju jęcząc coś o Carswellu, a on to usłyszał... Damn it....
I nawet się nie dał przeprosić!
Za to Kevin był bardzo chętny, żeby sprawdzić wytrzymałość meksykańskiego łóżka.... hehe.


Obudził mnie w nocy. Uzbrojony po zęby. Dawno go takiego nie widziałam. Nie lubię tych chwil, kiedy zamienia się w łowcę. Chłodnego, pewnego siebie, pozbawionego emocji łowcę. Puściłam go, co miałam innego zrobić.... Chociaż tak bardzo się bałam. O niego i o Chrisa. Chociaż to akurat bez sensu, że martwię się o tego gbura.


***


Jezu... Nienawidzę mieć kaca...
W dodatku wpadłam na jakiegoś dziwnego kolesia z Old Whisky. Co za ludzie po tym świecie chodzą...
A na śniadanie poszła z Poppy do jadłodalni. Wszystko byłoby cudownie, dogadałyśmy się i w ogóle, gdyby nie przyszedł pan Bolitar. Pan Bolitar, który nadal sobie nie odpuścił! No Chryste!!

***


Wracając do pensjonatu zobaczyłam naszą grupę na placu. Zauważył mnie tylko Christopher. I spojrzał tak dziwnie. Jakby miał nigdy mnie już nie zobaczyć.... A potem pojechali. 


***

Siedziałam spokojnie w pensjonacie, kiedy zaczęło się piekło. Zdążyłam tylko rewolwer Kevina zabrać i jakiś Meksykanin wytargał mnie na zewnątrz. Chciał mi zabrać pierścionki, zaczęliśmy się szarpać, ja wyciągnęłam broń, on też. Postrzeliłam go w rękę, ale on strzelił mi w łydkę. Boże, co to za ból. JA PIERDOLE - TAKI, O.
W końcu mnie zgarnęli i wrzucili do aresztu, gdzie byli... Kevin, Chris, pan Storm i Django. Trochę się zdziwili jak mnie zobaczyli. Nic dziwnego, chyba nie spodziewali się, że mogłabym zrobić rozróbę, hehe.
Ale dobrze, że żyli i nic strasznego im się nie stało. 
W nocy stało się coś dziwnego. Nie mogłam spać, Carswell też. Przez moment trzymałam go za rękę i zrobiło mi się tak.. miło? Yhh... O co tutaj chodzi?!


***


Wypuścili nas na drugi dzień i w trójkę pojechaliśmy do domu.


***

Po powrocie do OW Kevin wyciągnął mi tą kulę z nogi. Boże, jak to bolało!!!!
Ale oczywiście nie potrafiłam wysiedzieć w domu. Po paru godzinach poszłam do Audrey. Całe szczęście ani jej ani Poppy nic strasznego się nie stało. Biedna Poppy jest wystraszona, bo chcieli ją zgwałcić... To nie byli ludzie, to były bestialskie zwierzęta...
Ben też wrócić, cały i zdrowy. Tylko gdzie Sophie...?!

***


PRZESKOK : Franka wydobrzała, otworzyła w końcu kwiaciarnie. Sophie wróciła cała i zdrowa!

10Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Pią Lip 19, 2013 1:17 pm

Gość


Gość

Chciałam poćwiczyć strzelać, tak dla wprawy. W końcu żona kowboja powinna umieć się bronić, co nie? Nie mogę liczyć całe życie na Kevina. No... I chciałam poćwiczyć, a tutaj nagle zjawia się Carswell, który z wielkim niezadowoleniem, jak to on, stwierdził, że może mnie pouczyć. Zabrał mnie do lasu i.. Znowu było dziwnie! Czasami mam wrażenie, że pomiędzy nami jakieś iskry przeskakują. Kiedy pokazywał mi jak trzyma się broń był tak niepokojąco blisko... Dziwnie się poczułam. Jak nie przy Chrisie. 


***


Ślub i wesele pani Duncan i doktora Promnitza. Cieszę się, że dostaliśmy zaproszenia. A właściwie cieszyłam póki nie zaczęłam rozmawiać z Joshem. Kevina gdzieś wcięło, pewno z Benem, a ja poszłam porozmawiać z Bolitarem do ogrodów przy "Arizonie". Nie wiem czy był pijany, czy coś jeszcze nim kierowało, ale nie dość, że zaczął mi składać niemoralne propozycje, to jeszcze później całował i obmacywał. Prosił, aby pozwoliła mu zostać swoim kochankiem. No chyba oszalał!
I ja też, bo również go pocałowałam... Boże.... Aż wybiegłam z Arizony!


***


I oczywiście na kogo musiałam wpaść?! Na Carswella, który upijał się w środku nocy przed domem. Dobrze, że już był podpity, bo wtedy przynajmniej robi się milszy. Dał mi whisky i papierosa to mi trochę po Joshu przeszło...
Chris zaczął opowiadać o tym, że wychował się w sierocińcu i że robił kiedyś w życiu złe rzeczy... W sumie nie byłam jakoś bardzo zszokowana. Zawsze wyglądał jakby miał coś na sumieniu.
A potem już trochę przegiął. Usiadłam na brzegu fotela, bo chciał mi coś powiedzieć, a ten mnie złapał i posadził sobie na kolanach. Z jednej strony było mi tam tak przyjemnie, kiedy mnie przytulał. I, jak to on elokwentnie stwierdził 'trzymał głowę na cipce", hahahaha, co za głupek! 
Chciałam go położyć na jego kanapę, ale ten idiota stwierdził, że mnie odprowadzi. Dostałam buziaka na dobranoc i poszłam spać... Ledwo wlazłam po schodach przez ten alkohol....


*** 


Gdzieś nad ranem zjawił się Kevin. Ja miałam strasznego kaca, Carswell też plus nie wiedział jak się znalazł u nas. A Kevin miał z nas polewkę.


***


Audrey urodziła! Bliźniaki! Alice i Gregory'ego!
Poród odbierał Josh, ale to nie było ważne! Musiałam być przy Audrey. Oh, takie malutkie i kochane kruszynki....!


***


Kiedy wróciła do domu... Zaczęła się kłótnia!
Kevin wyglądał jakby z kimś się pobił. W dodatku był schlany, czym mnie zdenerwował. Okazało się, że gadał z O'Dwyerem, który chyba czegoś mu na gadał. Cholerna menda. Plus stwierdził, że pójdzie zastrzelić Josha. Chyba ogłupiał!
W końcu poszedł do gabinetu i trzasnął drzwiami. Tyle go widziałam.


***


Z samego rana mój mąż, zupełnie mnie o tym nie informując pojechał z Carswellem na egzekucję Buendii. I ten cholerny 'szczęściarz' Chris dostał nożem w bok. Poszłam do lazaretu, całe szczęście był sam i żył. Carswell stał się dla mnie jak przyjaciel, mimo że pozostał takim samym gburem jak zawsze. Nie potrafiłabym się chyba pogodzić z jego stratą...


***


Pojechałam na parę dni do cioci... Trzeba przemyśleć niektóre sprawy...


***


Wróciłam do Old Whisky.
Pierwsze co to poszłam sprawdzić czy Carswell żyje. Przy okazji Nick mnie zmolestował i dostał laurkę w serduszka. W sumie jego tata również mnie zmolestował. Kiedy poszłam zobaczyć jak się trzyma, okazało się, że miał wysoką gorączkę. Dałam mu wody i obmyłam twarz, a potem... Mu odbiło. 
Pocałował mnie. Namiętnie, z pasją, a ja oddałam te pocałunki. W jednej chwili zgłupiałam. I jeszcze powie Ci taki, że zawsze chciał to zrobić! Wpierw pomyślałam, że pomylił mnie z Charlie, w końcu ona ten miała jasne włosy, ale nie, zwrócił się do mnie po imieniu... 
Nie wiem co mam o tym myśleć... Lubię Chrisa, ale... nie tak. Boże, ja jestem żoną jego przyjaciela do cholery!
Co nie zmienia też faktu, że gdyby nie był chory i nie majaczył to z wielką przyjemnością wpakowałabym mu się do łóżka. Tak, wiem, to chore.


***


Spotkałam się z Joshem. 
W ogrodach przy Arizonie.
Nie powinnam, ale z drugiej strony miałam wrażenie, że jestem mu to winna. Cały czas go unikałam, odtrącałam, warczałam. A przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi. Rozmowa tutaj była wskazana. Chociaż akurat w przypadku tego spotkania za dużo nie porozmawialiśmy ...
Wpierw podszedł do mnie i jakby nigdy nic przyklęknął i położył głowę na moich kolanach. Nie zrzuciłam go, chociaż powinnam. Ale to, że było ciemno, to że ta schadzka będzie naszą tajemnicą, to że nikt się nie dowie... Wywołało całą gamę zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca, chociaż kiedy teraz o tym myślę to nie zżera mnie wstyd, a... podniecenie. 
Najpierw zaczął mnie całować. Chciałam odejść, ale złapał mnie, uniósł i oparł o ścianę budynku. Myślałam, że mnie tam rozbierze. Całe szczęście ja zachowałam jakąś resztę przytomności umysłu i skończyłam to nim do czegoś doszło.
Boże, moja moralność chyba przestała istnieć. 
Mamusia z tatusiem by pogratulowali... 
Ehhh....


***


PRZESKOK - jedna wielka kłótnia z Kevinem; przyjechała ciocia Franki - Natalie, która również drażni pana Burnetta.


***


Jestem w ciąży.
Jasna cholera. W ciąży! 
Doktor Milton mnie zbadała i potwierdziła moje obawy...
Co ja teraz zrobię?!


***


Od razu poszłam do Audrey, gdzie była również Sophie. Chyba trochę przesadziłam z tą histerią, ale nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Mam nadzieję, że Kevin przyjmie to normalnie...


***


Kevinowi powiem później, Sophie mnie wyciągnęła na poszukiwanie skarbu.


***


Wycieczka do lasu. Zobaczyłyśmy golasa, ciachnął mnie w rękę mały Indianin, spałyśmy w opuszczonym domu... Nigdzie więcej nie idę!

11Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Sro Sie 07, 2013 9:06 pm

Gość


Gość

Poszłam na cmentarz. W końcu. Nie byłam na grobie Francisca od czasu pogrzebu...


Tato... Dlaczego nie pozwoliłeś nam być rodziną? Czy to było za dużo dla Ciebie?
Owszem, byłam bękartem... Ale czy to znaczy, że byłabym złą córką? Czy takie dziecko nic dla Ciebie nie znaczyło? Jestem pewna, że gdzieś w głębi serca darzyłeś mnie jakimś uczuciem. Inaczej skąd te pieniądze, skąd to powierzenie nade mną opieki pani Whittmore? Czy jedynie dlatego, że chciałeś się mnie pozbyć? Nie wierzę, po prostu w to nie wierzę. Musiałeś czasami o mnie myśleć....
A teraz noszę pod sercem Twojego wnuka, albo wnuczkę. Jeżeli będzie to synek to dam mu na imię Eliot i powiem mu za parę lat, że nosi imię po dziadku, który może nie był najwspanialszym człowiekiem na świecie, ale na pewno część jego serca była dobra.
Kocham Cię, bardzo Cię kocham. Będę się za Ciebie modlić....

***


Powiedziałam w końcu Kevinowi o dziecku. Ucieszył się! Oh, jaka ulga!


***


Zrobiłam coś niewybaczalnego. W dodatku sprawiło mi to przyjemność. Czy moje serce jest tylko czarną, zionącą pustką skorupą? Zdradziłam swojego najukochańszego męża. 


***


Spotkaliśmy się z Kevinem u Carswella. Jestem zdziwiona swoimi umiejętnościami aktorskimi. Powinnam paść teraz krzyżem w kościele, a uśmiecham się do swojego męża.
Powiadomiliśmy Chrisa o ciąży. Zareagował jakby kij połknął....


***


Spotkanie z Lily. Zaczęła mówić, że Josh dziwnie się w stosunku do niej zachowywał. Że się go bała. Co on jej zrobił do cholery!
Za to potem odkryłyśmy, że Liliane jest w ciąży! Jak cudownie!


***


Epidemia ospy.
Przeleżałam parę dni w lazarecie. Jestem w ciąży, więc nie mogłam brać normalnych leków. Całe szczęście choroba już opuściła miasto.


***


Do domu odprowadził mnie Carswell.
Wiedział o wszystkim. O zdradzie. O mnie i o Joshu. 
Nie wiem o czym myślałam wtedy, że chciałam przekonać go swoim ciałem. Zresztą... Widziałam przecież jak on na mnie patrzy. Jak na mnie reaguje... I tak wylądowaliśmy pod ścianą. Teraz jestem mu wdzięczna, że wyszedł i do niczego więcej niż pieszczoty nie doszło. Mam nadzieję, że nie powie Kevinowi...


*** 


Odwiedziłam Audrey. Jej malutki Gregory zmarł podczas ospy. To takie okropne, choroba zabiera niewinne dzieci... Mam nadzieję, że przy pomocy mojej i Poppy Audrey jakoś stanie na nogi.


***


Wróciłam do domu i rozpętało się piekło. Kevin dowiedział się o wszystkim.
Wpierw wziął mnie na podłodze, żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć. Był nieczuły, zimny, jakby mnie gwałcił. Tak też się poczułam... Potem było najgorsze... Zaczęliśmy się kłócić. Kiedy strzeliłam mu w twarz wyciągnął mnie na ulicę. Zawlókł do saloonu, gdzie stwierdził, że to moje miejsce. 
Pewno bym tam została gdyby nie Carswell. Nie wiem dlaczego po mnie przyszedł, ale jestem mu wdzięczna. Mimo wszystkich gorzkich słów, jestem mu wdzięczna. Powinnam go nienawidzić za to, że powiedział o wszystkim Kevinowi, ale... nie potrafię. Wiem, że Carswell, to Carswell, jego zmienić nie można.
Siedziałam u niego, wypłakałam się, kiedy wpierw zszedł Nick, a potem Fleur. Fleur która oznajmiła narzeczonemu, że jest w ciąży! Nie wiem dlaczego, ale poczułam się jakby ktoś mi strzelił w twarz.
Wyszłam z Nickiem na taras, żeby mu powiedzieć, że wyjeżdżam. Taką podjęłam decyzję, tak będzie lepiej. Ale Nick, jak to dziecko, nie potrafił zrozumieć. Kiedy wyszłam od Chrisa, bo znowu się zaczęliśmy kłócić, nagle młody do mnie podleciał. Prosił, żebym nie wyjeżdżała. Bał się, że zostawie go tak samo jak Charlie, że już nie wrócę. 
Całe szczęście nie musiałam wracać do Carswellów, bo przerażony tatuś go odszukał. W końcu wyszło tak, że znaleźliśmy się nad rzeką. Tak wróciły wszystkie wspomnienia. Każde, najbardziej bolesne wspomnienie związane z Kevinem. Serce mnie od tego wszystkiego boli.
Chris zaczął mi się nagle zwierzać, o swoim dzieciństwie. Aż w pewnym momencie ucałował mnie w policzek. Zupełnie jak nie on. Bez żadnych słów, wyznań. Po prostu pocałował. A ja pogłaskałam go po policzku. Zrobiło mi się tak strasznie smutno na widok jego przymkniętych oczu, jakby bał się, że już więcej go nie dotknę. Wtedy coś zrozumiałam.... Zrozumiałam, że Christopher mnie kocha. Nie wiem od kiedy, ale w pewnym momencie chyba do uczucie do mnie w nim rozgrzało. Co najgorsze, uświadomiłam sobie jeszcze coś. Ja kocham jego równie mocno jak kocham Kevina. Za każdym razem, jeżeli narażali życia - martwiłam się o obu. Za każdym razem, kiedy groziło coś Chrisowi, byłam przy nim, sprawdzałam, czy nic mu nie jest. Kiedy usłyszałam o ślubie, a potem o dziecku.... Było mi z tym źle. Ale co z tego. To nic przecież nie znaczy. Nie dane już mi jest bycie ani z Kevinem, którego zraniłam, ani z Carswellem, którego moja zdrada z Bolitarem ubodła tak samo, który niedługo będzie miał szczęśliwą rodzinkę.
Wyjeżdżam. Wyjadę do San Francisco. Tam urodzę dziecko, tam je wychowam. Tam może będę szczęśliwa.

12Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Pon Wrz 30, 2013 2:06 pm

Gość


Gość

Początek końca, czy koniec początku?


Błąkałam się niczym cień po mieszkaniu. Nic mnie nie radowało, jedynie myśl, że jestem w ciąży pobudzała do życia. Tęskniłam za Kevinem. Tak cholernie tęskniłam. To było silniejsze ode mnie.
Chybabym tam zdechła, gdyby nie Audrey. Moja kochana przyjaciółka, która przyszła do mnie, żeby pomóc. Tak samo Sophie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spotkałyśmy się we trzy, tak samo kiedy zjadłam coś pożywnego.


***


Zdemolowano moją kwiaciarnię...


***


Carswell po mnie przyszedł, nie wiem co go napadło. Zabrał mnie nad strumień, leżeliśmy razem, nawet nie rozmawiając. Pocałunki, dotyk, czułość... Chyba tego mi brakowało.


***


Chris zaprowadził mnie do Curwoodów. Tam przynajmniej będę bezpieczna do czasu przyjazdu pociągu do San Francisco. 
Podsłuchałam rozmowę Christophera z Ben'em. On... On wyznał, że mnie kocha. Nie wiem czy ma mnie to cieszyć czy powinnam się rozpłakać..
Opowiedziałam też wszystko Audrey. Od początku do końca, o Joshu, Kevinie, Chrisie. O tym przeklętym trójkącie bermudzkim, w który wpadłam i z którego nie ma wyjścia. 
Popłakałyśmy, powspominałyśmy dawne czasy. Będzie mi jej strasznie brakować. 
Jedyne co... Miałam momentami ochotę go zatłuc. Mało kłótni mu było, najwidoczniej.


***


Przyszedł do Curwoodów Kevin... Mogłabym się spodziewać każdego w tych drzwiach, ale nie jego. Nie na dzień przed wyjazdem.. Oddał mi obrączkę, którą mu odesłałam. W końcu oficjalnie wzięliśmy rozwód. Osiemnastoletnia rozwódka... Śmiechu warte...
On mnie.. przytulił. Przytulił do cholery. Myślałam, że się rozpłaczę. Miała ochotę go zatrzymać, ale nie.. To byłby błąd, gdybym chociaż go o to poprosiła.


***


Chciałam pożegnać się z Christopherem. Audrey mi to nawet ułatwiła, powiedziała, że weźmie rodzinkę na spacer. Napisałam list, a on... Ha! Przyszedł! Wiedziałam, że przyjdzie!
To co się wydarzyło... Przerosło moje najśmielsze oczekiawnia. Byliśmy jak dwa, spragnione siebie zwierzęta. Kochaliśmy się długo, dziko, namiętnie. Wtulona w jego ramiona czułam się taka bezpieczna, mimo że wiedziałam, iż należy od innej. To chore. Serce nie sługa...


***


Wybuchł dworzec. Kevin tam był, ale całe szczęście nic mu się nie stało...


***


Jadę dyliżansem do Nowego Meksyku, a dalej pociągiem.
Żegnaj Arizono...

13Francesca Kasandra Belasco Empty Re: Francesca Kasandra Belasco Czw Sty 23, 2014 7:00 pm

Gość


Gość

San Francisco... Początek? Koniec? Kolejny rozdział, który został napisany przez pijanego pisarzynę. Zaczynał się dobrze, jak każda opowieść. Winfred Mann... Poznaliśmy się przypadkiem, w galanterii. Wpadliśmy na siebie, mi wypadła z rąk parasolka, jemu parę drobnych monet. Spojrzenie, uśmiech, chwila rozmowy. Był dla mnie miły, bo... Byłam w ciąży? Bo, jak okazało się później, byłam samotną matką? Czy stała za tym szczera chęć przyjaźni? Myślałam, że wszystko na raz. Zdawało mi się, że był po prostu dobrym człowiekiem, wrażliwym na nieszczęścia innych. Przyjacielem, który potrafi słuchać. Przyjacielem, który jest tuż obok, gdy się go potrzebuje. Wiele rzeczy nie rozumiał, ale chciał zrozumieć. 


Czy to znaczy, że przestałam kochać Christophera Carswella? Nie. Kochałam go, oczywiście, że kochałam. Serce mi pękało, gdy Audrey napisała mi o ślubie. Wtedy wiedziałam, że nie będzie dla nas przyszłości. Jednak gdy tylko przyjechał spędziliśmy razem całą noc i poranek. Nie jeden. Wiedziałam, że mnie kocha, chociaż tego nie mówił. Nie mówił, że tęsknił, ale ja wiedziałam, że jestem w jego myślach. Widziałam to w jego oczach i sercu. Wiem, że Chris nie nadużywa słów. Czynami okazuje to, co chce powiedzieć. A potem wyjechał na zimną Alaskę. Miałam prawo czuć się samotna? Chyba miałam. Zwłaszcza, że naprawdę byłam sama, on należał do żony.


Winfred okazał się być nieocenionym przyjacielem. Nie tylko dlatego, że miał pieniądze... Ale dlatego, że chciał pomagać. Dlatego, że trzymał mnie za rękę, gdy urodziła się Klara. Był tam on i była tam Sophie. Sophie... Sophie, której już nie ma. Ale przecież ludzie nie zawsze są z nami przez całe życie.


Pieniądze Mann'a okazały się być tym czynnikiem, przez które zdecydowałam się go uwieść. Tak, nie kochałam go. Owszem, szanowałam i lubiłam jako przyjaciela, uważałam, że jest przystojny, ale uwiedzenie go miało doprowadzić do małżeństwa, które pomogłoby i mi i Klarze. Zbudowałoby fundamenty przyszłości. Co z tego, że to Kevin jest ojcem mojej córki. Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Zdradziwszy go odkryłam, że wcale go nie kochałam. A przynajmniej nie tak mocno jakbym chciała. Wracając do Mann'a... 
Był jak zakazany owoc, który usilnie chciałam ugryźć. Coś dla mnie nieosiągalnego, lecz byłam na tyle ślepa, że dążyłam by to zdobyć. I zdobyłam, tak mi się wydawało. Przez krótki okres czasu widziałam w jego oczach ten poddańczy cień. Jakbym faktycznie stała się Anną, a on Henrykiem. Głupim, zagubiony, zakochanym Henrykiem. 

Bal Halloweenowy... Była tam Anna i był Henryk. Był też człowiek, którego kochała Anna. Którego musiała odrzucić. Który odrzucał ją, wydawałoby się, że dla jej dobra.
Wtedy Christopher pierwszy raz powiedział na głos, że mnie kocha, jednocześnie dając mi wolną rękę. Nie chciałam jej, chciałam być z nim, chociaż wyraźnie mówił, że to nie ma sensu, bo ma rodzinę i dzieci, którym musi zapewnić prawdziwy dom. Odeszłam. A gdy odeszłam spotkałam ducha. Francis Eliot Belasco. 25 lutego minie pierwsza rocznica jego śmierci. Wierzyłam w jego istnienie? Jeżeli to nie był on to czy tańczyłam sama pośrodku pustego korytarza? Czy rozmawiałam sama ze sobą? Czy były to moje urojenia? Kieruję się jego słowami, staram się zrozumieć. Chcę, aby był ze mnie dumny. Z tego, że chcę zbudować jego wnuczce dobry dom. 


Old Whiskey. Znów. Po balu wróciłam do domu. 
Do domu? Czy to miejsce jest moim domem? Zdaje się, że i domem i przekleństwem. Piekłem na ziemi, gdzie kumuluje się całe zło tego świata. 
Wróciliśmy, gdyż Winfred pomagał swojemu przyjacielowi, Oscarowi Wrightowi - księgowemu w naszym mieście. Omijając sprawę sądu, posiedzeń i innych nieprzyjemności...
Mieliśmy wspólny apartament, oczywiście o oddzielnych pokojach. To mi ułatwiało sprawę uwiedzenia go, chociaż nie byłam tego taka pewna. Nie tutaj. Odrzucałam jego pocałunki, sama jednak wodząc na pokuszenia. Urocza taktyka, czyż nie? W końcu miałam sporo czasu i sposobności nauczyć się wiele o mężczyznach. Mężczyźni to takie nieskomplikowane stworzenia. Wystarczy rzucić im kęs mięsa i groźny wilk zaczyna uczynnie prosić niczym głupi pudel.


Któregoś dnia... Miałam ewidentnie zły dzień. Spotkałam Kevina. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że po kilku minutach doszedł do nas Chris. Chris, który z rozpędu opowiedział Burnettowi całą naszą historię, o naszym romansie, o tym, że kochał mnie już na początku mojego małżeństwa z Kevinem. Miałam ochotę dać mu wtedy w pysk. Czemu zawsze pewien czynnik niweczy wszystko co sobie zaplanowałam. Mogłam owinąć Kevina wokół palca, dla własnych korzyści, ale ten musiał się wciąć!
Co miałam zrobić? Jakże mogłabym go karać? Być zła? Kochałam go, cały czas go kochałam, mimo że się pożegnaliśmy. Obiecał, że znajdzie rozwiązanie. Że za dwa dni spotkamy się koło zagród. Chciałam tam pójść, lecz to nie było takie proste. 
Chciałam dać mu coś, czego ja nie potrafiłam. Szczęścia. Dawałam mu miłość, dawałam mu siebie, swoje ciało, swoje usta, swoją duszę. Ale Fleur dawała mu dom. Dała mu dzieci. Podświadomie chciałam chronić tę rodzinę. Nie Fleur i Christophera, lecz Nicka, Christine i nowonarodzone maleństwo. Jestem matką, na Boga, wiem co to odpowiedzialność za swoją pociechę.
Czy to dlatego nie przyszłam na umówione spotkanie? Tak. Wiedziałam, że łatwiej będzie Christopherowi mnie znienawidzić niż zrozumieć mój tok myślenia. Chciałam żeby mnie znienawidził, bo wtedy jego życie stało się łatwiejsze.
Czy to dlatego tego samego dnia zażyłam rozkoszy z Winfredem na leśnym poszyciu? Jestem tylko człowiekiem. Kobietą, która nie odmawia sobie przyjemności. Życie jest krótkie, czemu miałabym sobie czegokolwiek odmawiać? Bo to niemoralne? Bo stawia mnie w złym świetle? Ludzie są ledwie pyłem na tym świecie, czemu miałabym się przejmować opinią tych, którzy nic dla mnie nie znaczą?
Zresztą... Winfred jest cholernie przystojną bestią i, jak się okazało, uzdolnioną w pewnych sferach!


Spędziłam wiele nocy w jego ramionach. Tylko śniąc. Lub rozmawiając. Jest tak fascynującą osobą, tak inteligentną. Nieświadomie zaczęłam się zakochiwać. Chociaż... Może to nie jest odpowiednie słowo. Zauroczył mnie, to fakt, ale dalece odbiegało to od miłości. Byłam związana z nim silnym uczuciem, lecz nie była to miłość. Raczej coś na kształt świadomości, że jest moim opiekunem i mi pomoże. Że jest przyjacielem i mnie nie oszuka. Nigdy. Bo obiecał. A królowie dotrzymują obietnic.


Tak by było, gdyby nie... Gdyby nie ciąża. Zaszłam w ciąży. Do dziś zastanawiam się kogo to było dziecko. Poczęliśmy je z Winfredem? Czy może było to jednak dziecko Chrisa? Staram się nie dopuszczać do siebie tej drugiej myśli. Sądzę, że to było dziecko Mann'a, mam takie przeczucie. Miał to być syn, Henry. Oczywiście dziecko utrudniało wszystko. Zwłaszcza relację z Mann'em Seniorem, która i tak nie była zbyt dobra. Bo przecież jestem nic nie wartą ladacznicą, tak?


Winfred był mój. Prawie mój, bo ktoś zacząć przecinać więzi nas łączące. Jestem pewna, że nie było to dziecko. To był jeszcze ktoś, jakaś kobieta, jednak do dzisiaj nie wiem kim ona była. Czy była kochanką, ukochaną, czy może jakąś jego zabawką. Ale była jakaś kobieta i jestem pewna, że spędził z nią noc sylwestrową. 


Jednak przed nocą sylwestrową działo się coś jeszcze. 
Dziecko umarło w moim łonie. Minął... miesiąc? Poroniłam. Nie wiem dlaczego, to się czasami zdarza... Ale... Zdążyłam pokochać to dziecko. Zaręczyliśmy się. Wszystko było na dobrej drodze. Nie rozumiałam tego. Jak Bóg może odebrać matce dziecko? Jak może odebrać dziecko MI? Przecież wiedział, że kochałabym je ponad swoje własne życie!


Mijały dni i tygodnie. Żałoba zagościła na stałe w moim sercu, wyganiając inne, cieplejsze uczucia. Chcąc zapełnić czymś myśli zaczęłam pomagać Falconowi. Chociaż wątpiłam, że ma szanse na wygranie wyborów, nadal wątpię. Nie jest zbyt sprytny i przebiegły. Ma w sobie zbyt wiele litości. Jest zbyt głupi by zrozumieć ludzi. Czy to dlatego częściej rozmawiam z Siergiejem Popowem? Być może... Jednak to tajemnica. Ciii....


Omijając wybory... Winfred się oddalił. Pozwoliłam mu pójść samemu na ślub Poppy i Oskara. On udał się na wesele, a ja... spędziłam noc z głową na kolanach Corneliusa Darcy'ego. Fascynujący człowiek! Mamy w sobie ten sam mrok. Ten sam smutek. Oczywiście dotyczy on czego innego, innych sfer życia. Jednak pielęgnujemy w sobie cierpienie. Jesteśmy jak bratnie dusze, chociaż nie zbliżamy się do siebie i nie chcemy być przyjaciółmi. Dobrze, że jest. Dobrze, że dojrzałam w nim kogoś innego niż pijanego i naćpanego pisarza. Ma dobre, ale zranione serce. Jest sprytny, inteligentny. Jest też szalony, jak ja. Szalony z miłości. Ale nie chciałam go, on kocha kogoś innego, ja również? Mogliśmy pójść dla łóżka, dla własnej przyjemności... Lecz jakoś nie chciałam. Wolałam wylać żale, aniżeli krzyczeć z rozkoszy. Tak samo za drugą wizytą. Owszem, pociąga mnie i jego ciało i umysł, ale drażnienie się z nim było o wiele ciekawszą rozrywką niż seks.


Wróćmy jednak parę dni wstecz. Pan Falcone zaprosił mnie na wesele Patricka Canizasa. Zgodziłam się, chyba tylko dlatego, żeby rozzłościć Winfreda. Miał być zazdrosny, miał błagać o to, bym znów go pokochała, bym była jego królową. Rozumieliśmy swoje umysły, ja jego, on mów. Cóż to byłoby za małżeństwo. Może bez szczerej miłości, ale za to z jaką chemią!
Podczas wesela rozpętała się burza piaskowa. Czy to nas zbliżyło? Ogromnie! Myślałam, że już go mam. Myślałam... ale tak nie było. Wtedy, gdy groziło mi niebezpieczeństwo zadziałał jego samczy instynkt. Przez moment był zazdrosny i znów chciał się mną zaopiekować. Albo zakomunikować, że jestem jego własnością, to też jakieś wytłumaczenie.

Po paru dniach jednak okazało się, że jesteśmy oboje tak samo wyrachowani. Nie miał skrupułów zostawić mnie w noc sylwestrową i to długi czas po północy. Cóż za wyrafinowane odejście. Gdyby nie to, że mam ochotę go zabić to bym mu pogratulowała.


Dni znów zaczęły płynąć. Ja skupiłam się na życiu tutaj, na swoich uczuciach, na kwiaciarni, na przyjaciołach. Wszystko jest dziwne. Boli mnie głowa...

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach