Old Whiskey
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Forum RPG


You are not connected. Please login or register

Dziennik Richiego.

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Dziennik Richiego. Empty Dziennik Richiego. Wto Sty 22, 2013 2:23 pm

Gość


Gość

Dziennik Richiego. Tumblr_mwuvf3DhWB1r4yh8wo2_250

1-14 Luty 1897 roku.
Kiedy przybylem do miasteczka, nie do końca wiedziałem czy jest ono tym samym, które pozegnalem jeszcze jako dziecko. Niektóre z budynków wydawały się być tak zrujnowane, że aż niezdatne do zamieszkania czy jakiegokolwiek innego użytku. Pierwsze wrażenie jakie zrobiło na mnie Old Whiskey zostało szybko naprawione, ponieważ w centrum miasta ujrzałem dość sporych rozmiarów płac, pełniący funkcję podestu dla przemówień. Mijali mnie różni ludzie, których nie mogli poszczycić się zbyt dużą pozycja społeczną. Na szczęście dostrzegłem kilka kobiet noszących eleganckie suknie i moje obawy zmalały. Znalazłem hotel, w którym mógłbym przenocować przez jakiś czas i zdziwilem się, że właścicielem jest kobieta. Postanowiłem zabawić tam tylko jedną noc, po uprzednim dowiedzeniu się gdzie znajduje się gabinet tutejszego burmistrza.
Z pomocą pryszla mi pani Beatrice Whittmore, kobieta ciesząca się dość spory poważaniem wśród mieszkańców - jak się dowiedziałem w późniejszym czasie. Nie wyprzedzając jednak faktów, chciałbym zwrócić uwagę na inny, bardzo irytujący element mojej podróży. W wiosce należącej do Meksykanów, kilka dni drogi od miasteczka zgubiłem bezpowrotnie strzelbę, która służyła mi 5 lat i nigdy nie musiałem narzekać na jej działanie. Teraz zmuszony byłem uszczuplić swoje oszczędności i zaopatrzyć się w broń. Świadomość podróżowania oraz osiedlenia się w, bądź co bądź, obcym mi miejscu nie pozwalała mi spokojnie kroczyć miasteczkiem.
Następnego poranka, po doprowadzeniu swojego ciała do względnego porządku, udałem się do pana Hewtona, który przyjął mnie życzliwie. Dowiedziałem się, że założenie zakładu szewskiego przyniesie mi spore korzyści - głównie że względu na brak osoby piastujacej to stanowisko od dłuższego czasu. Mej radości nie było końca, ponieważ mogłem już w południe otworzyć drzwi mego domu i warsztatu. Budynek nie należał do zbyt schludnych, jednak nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, jak się obawiałem. Przyzwyczaiłem się do tego.
Pierwszym moim klientem miał się okazać pan Kevin Burnett, jednak to on wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń, nie odwrotnie. Odszedł, spieszac się do swojego stoiska, zostawiając w moich myślach ziarno niepokoju. Poczułem ulgę, zabezpieczajac swój dobytek bronią palną, ale i związane z tym obawy. Sklep, w którym zakupilem towar należy do pani Joyce Long! Kobiety! W dodatku tylko ona zaopartuje miasteczko w broń, nawet pisząc o tym czuję narastające oburzenie. Co gorsza, usłyszałem o właścicielce restauracji, ranczerce i kilku pomniejszych profesjach, sprawowanych przez mężczyzn. Wiedziałem, że muszę być przygotowany na liberalne podejście mieszkańców, ale nie sądziłem że będzie ono aż tak wielkie!
Z nadzieją wyczekiwałem dnia, kiedy miało się odbyć spotkanie Klubu Gentlemanów, zainicjowanego przez doktora Promnitza. Mężczyzna już na początku zasłużył na mój szacunek, ale rzeczywistość miała zweryfikować moje odczucia dość rychle.
Kolejną osobę, jaką chciałem odwiedzić był nie kto inny jak pator Elias Wilkins, o którym słyszałem spacerując po miasteczku. Zdążyłem zajść jedynie w okolice kościoła, ponieważ napotkałem dwie osoby, które uniemożliwiły mi dalszą podróż. Nastolatka, która chyba nie posiada rodziców zdolnych utrzymać ją w ryzach i przyszykować do zamażpójścia! Audrey Cameron, jeśli pamieć nie płata mi figli. Wyglądała jak nieszczęsne dziecko, które skrywa swój strach za arogancją!
Na szczęście z daleka dojrzałem znajomą twarz i aby upewnić się, podszedłem bliżej. Panienka Sarah Dorwell wypiękniała i wydoroślała, ale tych oczu i koloru włosów nie mógłbym zapomnieć. Pamiętam jak dziś, kiedy weszła do mojego zakładu jakieś 5, może 7 lat temu w towarzystwie matki, trzymającej mocno rączkę młodszej córki. Zostawiając Irlandię za sobą, nie sądziłem że będzie mnie ona w stanie znaleźć w tym miejscu! Postanowiłem odnowić, a raczej zawrzeć znajomość, rozpoczynając ją od obiadu w centrum miasta.
Nim nastał wieczór, udałem się do "Fairy" w celu zapoznania się z elitą Old Whiskey. Moje rozczarowanie tym miejscem rekompensuje tylko fakt zapoznania ważnych osobistości. Ale spotkanie? Boże, widzisz i nie grzmisz?! Samozwańczy przedstawiciele wyższej klasy, popijających zielony trunek, który wielokrotnie i mnie był proponowany. Odmawiałem skacząc Whiskey w mieszance z dymem tytoniowym. Doktor Temperton, pastor Wilkins, doktor Promnitz, grabarz Brown to tylko nieliczni, którzy zniszczyli moją wizję dumy prezentowanych przez nich profesji. Ale grabarz w elicie? Doprawdy, nie miałem już żadnych wątpliwości, że stałem się ofiarą bardzo okrutnego żartu. Planowalem wyjść, kiedy na parterze ujrzałem ponownie panią Whittmore. Informacja, że to ona prowadzi restauracje od ponad 10 lat pchnęła mnie do rozpoczęcia rozmowy. A może to alkohol i poczucie żalu? Zdążyliśmy wymienić kilka grzecznościowych zdań, zanim pijany pastor nie zawstydzil kobiety swoimi przyjacielskimi wyznaniami.
Wracając do domu byłem zdruzgotany, gotowy kolejne dni spędzić w warsztacie. Moje plany nie zmieniły się i zrealizowalem je, prosząc panienkę Dorwell o przesunięcie spotkania. W końcu był 14 luty, z pewnością wolała spędzić ten dzień z kimś wyjątkowy, podczas gdy ja wybrałem samotność w zakładzie. Ah, jakże mi brakowało towarzystwa. Zniesmaczony postanowiłem rozmawiać jednak tylko z klientami.
Aż do momentu, kiedy na mojej drodze stanął Jack, 17 letni chłystek przeklinający gorzej niż nie jeden czarnuch! Potrzebaposiadania przy sobie elokwentnego towarzyszą rozmów pchnęła mnie do propozycji, której być może będę żałował już niedługo.



Ostatnio zmieniony przez Richard Moore dnia Czw Sty 30, 2014 4:26 pm, w całości zmieniany 1 raz

2Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pon Sty 28, 2013 2:37 pm

Gość


Gość

14 – 16 luty

Doprawdy, w głowie się nie mieści co mnie spotkało przez te dwa boże dni!
Nigdy nie przypuszczałem, że w tak małej mieścinie może zdarzyć się tak wiele i niewiele zarazem, w brutalny sposób ukazując mi całą dzikość Arizony oraz jej okolic. To doprawdy cud, że udało się przeżyć panience Dorwell! Chciałbym zacząć wszystko od początku, jednak nawet pisząc o tym, nie jestem w stanie uspokoić swojej drżącej na samą myśl o śmierci ręki.

Musiałem napić się kawy i zapalić fajkę, zanim zdecydowałem się ponownie usiąść do biurka i w bardziej logiczny sposób przedstawić te dwa dni z mojego życia. Już od samego rana, czekałem na przybycie Jacka do zakładu, aby nauczyć go nie tylko fachu, ale również przynajmniej tych najbardziej potrzebnych manier. Praktycznie wszystko spełzło na niczym, ponieważ wychodząc trzasnął drzwiami, uważając mnie (zapewne) za małostkowego i nachalnego człowieka. Doprawdy, już sam się zacząłem zastanawiać dlaczego zgodziłem się go przyjąć pod swoją opiekę i myśli, które się pojawiają w mojej głowie przerażają mnie. Nie jestem w stanie przelać ich na papier, wstydząc się, że pewnego dnia wpadną one w niepowołane ręce i jeśli moja kariera rozwinie się – upadnie z druzgocącą mnie siłą.
Popołudnie spędziłem oczywiście w towarzystwie panienki Dorwell, czując nieopartą chęć spędzenia Walentynek w inny sposób niż w zakładzie. Jackie dał mi jasno do zrozumienia, że przejrzał moje myśli i trawiąca mnie samotność powoli wychodzi na zewnątrz. Strzały dochodzące z restauracji pani Whittmore zaniepokoiły mnie i czym prędzej postanowiłem udać się do sklepu Boba (a może pani Long?) w celu zakupienia pistoletu. Nie zrobiłem tego jeszcze do tej pory i zapewne moje ociąganie się kiedyś pozbawi mnie życia.
Zaproponowałem przejażdżkę i do końca życia nie będę mógł sobie darować tej decyzji, jaki głupi byłem! Dojechaliśmy w sympatycznej atmosferze do lasu, gdzie klacz się spłoszyła i porwała ze sobą nieszczęsną kobietę. Dopiero po kilku próbach udało mi się ją zatrzymać, niestety panienka Dorwell wypadła z siodła z dość sporą siłą. Tylko szczęście i opieka Opatrzności Bożej poprowadziła moją strzelbę w stronę czającego się kojota, zabijając go na miejscu. Tylko Najświętsza Panienka uchroniła kobietę przed śmiercią, pozostawiając kilka ran na nodze.
Doktor zostawił mi wytyczne, które przekazałem panience, ale wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla jej odwagi i wyrozumiałości. W jej oczach można było dostrzec wdzięczność, a moje serce dopisało również podziw. Eh, głupim człowiekiem, ale przynajmniej męskim w oczach niewiasty. Tyle dobrego z tego wyszło, że panienka Dorwell widzi we mnie odważnego!

3Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Nie Lis 17, 2013 6:18 pm

Gość


Gość

21 listopada 1897 roku
Doprawdy, dawno nie zasiadałem nad blatem biurka, aby opisać moje nieliczne przygody w miasteczku mego dzieciństwa. Spodziewałem zastać tutaj przede wszystkim spokoju i odpoczynku od trawiącego Irlandię głodu z domieszką nieuleczalnych chorób. Na mę głowę spadło zgoła o wiele więcej nieszczęść natury emocjonalnej i intelektualnej, niż wcześniej mógłbym się spodziewać. 
Trudno opisywać przeszłość, która zdaje się ożywać wraz z każdym wspomnieniem pojawiającym się w mej głowie. Potajemne kwiaty, jakie wysyłałem zarówno pani Whitmoore, panience Dorwell oraz panience Randall, zdawały się nie przynosić spodziewanych efektów. Przebyłem daleką podróż za gangiem grożącym śmiercią wdowie, z duszą na ramieniu i Bogiem w sercu. Los zechciał być dla nas łaskawy i ocalił nas od zguby, jednak serce me krwawiło widząc poranionego Jacka. Niechybnie, dowiedziałem się o istotnych szczegółach jego życia i sekretach, których być może nie chciałbym nigdy poznać.
Stosunkowo niedawno postanowiłem ujawnić swoją tożsamość wdowie, jednak to- jak się miało okazać później - było tylko i wyłącznie moim błędem. Jakże nazwać wstydliwe posunięcie, którym zostałem okryty w momencie usłyszenia informacji o zaręczynach tej właśnie kobiety? Do tej pory ma osoba nie postawiła stopy w restauracji "Fairy", która należy do świeżoupieczonej żony pana O'Dwyera i najprawdopodobniej minie całkiem sporo czasu, zanim zdolny będę do swobodnej rozmowy z interesantką.
Nie porzuciłem jednak nadziei, chociaż moje anonimowe zabiegi o serce wyżej wymienionych kobiet zostały postawione na ostrzu noża! Otóż do mej skromnej klitki, jaką śmiem nazywać domem, przyszedł list mrożący krew w żyłach. Katherina Marlow, z domu Winslow żegnała się z życiem i ostatnią jej wolą było zaopiekowanie się naszą córką, którą nieopatrznie uznałem tuż po jej narodzinach. Przebiegła lisica utrzymywała listy przyznające się do tego w wystarczająco dobrej skrytce, ażeby wyciągnąć w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie. O zmarłych źle grzesznie mówić, dlatego powstrzymam się ze wszystkich sił przed takowymi myślami. 
Ostatecznie, przyjąłem Michael pod swój dach, ofiarując nie tylko strawę, pracę i wykształcenie w pobliskiej szkole, ale również własne nazwisko. Przez te kilka tygodni trudno mi cokolwiek więcej o niej powiedzieć niż  fakt, iż traktuje mnie z szacunkiem i wyuczoną pokorą. 
Również i fakt, że winnym zaopiekować się dorastającą kobietą, zmusił mnie do podjęcia ponownych zabiegań o serca poszczególnych mieszkanek Old Whiskey. Czas pokaże, czy mój wybór okazał się trafny i część problemów rozwieje się niczym dym z pieca na wietrze.
Gdyby problemów na mej głowie było mało, kolejny sekret Jacka spadł na mą głowę z podwójną siłą, nakładając się na rozszerzającą epidemię w Old Whiskey. Afera związana z burmistrzem niewiele mnie obeszła, ponieważ bezpośrednio mnie nie dotyczyła. Właściwie, zamknięty w swoim zakładzie niemalże nie wyścibiałem nosa zza drzwi, pogrywając smętnymi (acz już nie do końca samotnymi) wieczorami na gitarze.
Ostatecznie, zdecydowałem się na zainwestowanie pieniędzy w remont mojego skromnego przybytku, na rzecz polepszenia interesów oraz podniesienia swojej pozycji społecznej. 
Dodatkowo, zaczynam zastanawiać się nad reklamą w miejskiej gazecie. Szczęśliwie, jestem jedynym szewcem w okolicy, jednak człowiek potrafiący zwiększyć popularność własnego zakładu, zyskuje większy prestiż wśród mieszkańców!

4Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pon Gru 09, 2013 6:05 pm

Gość


Gość

24 grudnia 1897

Nareszcie nadeszły święta, dawno wyczekiwany czas radości i spokoju, spędzony w rodzinnym gronie. Pisząc te słowa próbuję nagiąć swój nędzny i ułomny umysł tylko i wyłącznie po to, aby w to naprawdę uwierzyć. Michelle zdaje się stanowczo bardziej darzyć sympatię pannę Lynch od własnego ojca, co jest przecież nie na miejscu. Z drugiej jednak strony, dziewczyna powinna mieć przykład kobiecego autorytetu i wiedzieć jak się zachowywać w przyszłości. Do czego dążyć i w jaki sposób ocenić dobro od zła.
W moim sercu pełno jest wątpliwości, kiedy patrzę na przesłany przez pannę Lynch zeszyt z przepisami. Dziewczyna powinna mieć matkę. Albo chociaż macochę, która pokazałaby w jaki sposób kierować życiem. 
Niestety czuję, że moje wszystkie próby adorowania pięknych i zaradnych kobiet kończą się fiaskiem. Do panny Lynch nawet nie śmiem najmniejszego ruchu uczynić, wiedząc o jakże licznych zalotach, którymi jest poddawana. 
Nie mniej, cieszę się, że Michelle ma jakąś przewodniczkę. Panna O'Dweyer została zwolniona z pracy, dlatego kiedy tylko się o tym dowiedziałem wysłałem list z propozycją pracy, o której rozmawialiśmy kilka dni temu, w okolicznościach, o jakich chyba nie do końca chciałbym wspominać.
Ujawniłem swą tożsamość panience Randall, jednak wyniknęło z tego więcej zażenowania niż początkowo sądziłem. Chyba jednak wciąż jestem niezauważalny dla mieszkańców miasteczka, mimo że znają me nazwisko i twarz.
Szkoda.
Jedynym pocieszeniem wydaje się wygrana w tenisowym turnieju organizowanym przez panią Promnitz, niegdyś wdowę Duncan. Żałuję jednak, że nie mam z kim dzielić się tym zwycięstwem.

5Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pią Gru 13, 2013 4:10 pm

Gość


Gość

26 grudnia 1897

Postrzelili mnie podczas ratowania banku. Straciłem połowę oszczędności.
Wesele Canizasów spędziłem z Beth Randall.
Nadeszła burza piaskowa, znienacka.
Michelle zginęła.
Dom i zakład zrujnowane.

Nie wiem co robić dalej.

6Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pon Gru 16, 2013 7:04 pm

Gość


Gość

29 grudnia 2897
Nie potrafiłem zebrać kotłujących się myśli w moim umyśle przez wiele godzin, pogrążony nie w zadumie, ale w żalu i rozpaczy, jaka doprowadziłaby mnie nie chybnie do szaleństwa, gdyby nie postać znamienitej kobiety zamieszkującej Old Whiskey. Śmierć Michelle była nadwyraz niespodziewana i przyćmiła wszystkie dokonania, dzięki którym zacząłem widzieć większy, a przede wszystkim bardziej istotny sens mego życia. Podczas napadu na bank straciłem połowę swych oszczędności, jednak nie było to aż tak straszne jak z początku myślałem. Już tamtego dnia odczuwałem radość z powodu mojej odwagi, w którą dość długi czas wątpiłem. Tym razem przetrwałem zszycie ramienia bez żadnego słowa skargi, chociaż po raz pierwszy z moim ciałem zerknął się pocisk - być może dla kogoś innego okazałby się śmiertelnym.
Opuszczając lazaret natknąłem się nie tylko na pana Canizasa, z którym stosunkowo prędko odnalazłem wspólny język. Być może szacunek, jaki wyrobił sobie w miasteczku również dotknął mnie personalnie, ze względu na kandydaturę na stołek burmistrza tegóż mężczyzny. Doprawdy, ufam iż program wyborczy zrealizuje on z równym zaangażowaniem, co ratowaniem ludzi podczas wesela i niespodziewanego gościa, jakim była silna burza piaskowa.
Tegóż samego dnia odważyłem się poprosić pannę Randall o towarzyszenie nim zarówno na śłubie, jak również na przyjęciu organizowanym na ranczu należącym do rodziców panny młodej. Z pewnością nic by się nie zmieniło, gdybym nie wyszedł z taką propozycją - Michelle była na ślubie niedaleko nas, aczkolwiek nie przejawiała jakiejkolwiek chęci udania się na świętowanie zawarcia małżeństwa. Być może cała wina leży na mnie, ponieważ nie potrafiłem otwarcie dostrzegać potrzeb córki i jej milczenie odbierałem jako odmowę. Być może powinienem porozmawiać wcześniej z panną Lynch i dowiedzieć się czy dziewczynka chciałaby się tam udać w towarzystwie ojca. Być może byłem zbyt dumny, aby wypytywać praktycznie obcą mi kobietę o szczegóły dotyczące życia i osobowości mej potomkini. Miałem zbyt mało czasu na to, aby zmienić swoje przyzwyczajenia i poświęcić czas swej córce. Możliwe, że panna Randall miała rację stwierdzając, że spędzenie z nią większej ilości czasu zbierze pozytywne plony. Stary głupiec ze mnie, skoro nawet mojej małej Michelle nie potrafiłem obronić. Ba! Poznać jej tak, jakbym tego sobie zażyczył.

(na kartce dziennika można było dostrzec zaschnięte ślady łez oraz rozmazany atrament, świadczący o wypadku podczas pisania; część tekstu została zakryta, jednak mężczyzna nie powtarzał go)

... olśniewającą urodę i cudowną głębię oczu, którą dopiero niedawno dostrzegłem. Zatopiony w bezgranicznym żalu, poddawałem się impulsom wysyłanym przez mój umysł i zacząłem spełniać swoje nieśmiałe marzenia. Nie wyrwała się, kiedy ucałowałem dwukrotnie jej delikatną dłoń, zachowując ostrożność należytą dla zabandażowanej rany. Mogłem się wówczas przyjrzeć tym smukłym palcom, które dniami i nocami pielęgnowały poszkodowanych w różnych wydarzeniach. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo tęskniłem za tym, aby dotknąć choćby skrawek kobiecego ciała. Wciąż potrafię przypomnieć sobie jak bardzo gładką ma skórę, patrząc tylko i wyłącznie na jej ręce. Faktem jest, że ma stresujący zawód i niewiele brakuje, by doprowadziła swój organizm na skraj wycieńczenia, po którym się nie podniesie. Któż jednak jest bardziej wartościowy od osoby przejmującej się losem zgoła obcych sobie ludzi?
Obowiązkiem moim jest ubolewać nad śmiercią córki, jednak nie potrafię. Me myśli wciąż krążą wokół tych dwóch tematów, które są przecież tak rażącą skrajne, że aż bolesne. Staram uciekać się od odpowiedzialności, jaką ponoszę ze śmierć córki i niechybnie widzę przed oczyma Jej sylwetkę.
Mętlik w głowie nie pozwala myśleć racjonalnie, ponieważ dałem żywy dowód na nadzieję pannie Randall. Poczucie obowiązku nie pozwala mi pozostawić tego własnemu biegowi, podczas gdy obawiam się bezpośredniego spotkania z tą kobietą. Nie wiem, co mógłbym jej powiedzieć, podczas gdy Jej opowiadałbym godzinami o tym, co tylko zechciałaby usłyszeć.

(znów kleks, jednak tym razem kartka zostaje do połowy pusta. Najwyraźniej Richard planował coś jeszcze dopisać, jednak albo zapomniał, albo nie chciał tego czynić)

7Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pią Gru 20, 2013 8:21 pm

Gość


Gość

1 stycznia 1898

Czasem los zdaje się drwić z nas, podczas gdy Bóg wystawia nas na ciężkie próby, sprawdzając żar wiary jaka płonie w danym człowieku. Nawet najbardziej niewinna persona dotknięta niewyobrażalnym bólem fizycznym przełamuje wszystkie wcześniejsze zasady, łamiąc jedną po drugim konwenanse. Jak poradzić sobie z cierpieniem sięgającym serca naszego jestestwa, skoro dookoła nie ma nikogo, kto by zrozumiał ogrom zniszczeń wywołany niezawinioną tragedią? Zbyt rzadko zastanawiam się nad kwestiami, jakie powinny interesować mnie w stopniu przynajmniej średnim, aby być przygotowanym na nadejście niespodziewanego.
Amok euforii przenika me ciało w sprzecznym odczuciu żalu i bezsilności, powodując dysonans z jakim niespełna poradzić sobie może człowiek tak szary i pospolity jak ja. Zgubiony między powinnościami, obowiązkiem i normami społecznymi podążyłem ścieżką uczuć i emocji, którymi obiecałem sobie nie kroczyć. Panna Randall odwiedziła mnie w zakładzie, jednak nie miałem odwagi spojrzeć jej w twarz i powiedzieć otwarcie co mnie dręczy. Gdy wychodziła czułem smutek czający się w jej oczach oraz rozczarowanie, którego nigdy, przenigdy nie chciałbym ujrzeć w oczach kobiety. Nie potrafię spojrzeć nań w taki sam sposób jak sprzed kilku dni, oszukiwać nie potrafię, jestem na to zbyt uczciwym człowiekiem. Okropieństwo, jakiego się dopuściłem z pewnością prześladować mnie będzie przez całe życie, dopóki śmierć nie postanowi zajrzeć mi w oczy i zabierze przed Sąd Boży. Bluźnierstwem byłoby napisanie, że nie odczułem ulgi, gdym uczynił co uczynił. Bowiem dzięki rozwiązaniu tejże sprawy, w pełni mogę poświęcić swe zainteresowanie pannie Lynch.
Nabrałem pewności przez tych kilka dni, że towarzystwo jakie zamiaruję dotrzymać jej jak najdłużej zdrowie mi pozwoli, nie będzie zbyt łatwym i prostym zadaniem. Już drugiego dnia, po tragicznych zdarzeniach, zostałem postrzelony w drugie ramię i zmuszony jestem zamknąć zakład na kilka dni, odstawiając na bok rzemieślniczą pracę, kosztem sprzedaży gotowych już wyrobów. Pan Black oszaleć zapewne musiał, dlatego też przy nadarzającej się okazji zamierzam wygarnąć mu jak powinno odnosić się do prawych obywateli tego miasteczka. Tóż to bandyckie zachowanie strzelać w gabinecie lekarskim w towarzystwie kobiety, która wyraźnie drżała z przerażenia. Cóż, możliwe że zostałem odebrany jako dręczyciel, jednak któż najpierw działa miast zadawać stosowne pytania?!
Również i doktor Promnitz postanowił ukarać mą zuchwałość, kiedym zmęczony ciągłym czuwaniem nad panną Lynch położyłem się u jej boku. Nie twierdzę, że sam bym przymknął oko na takie niemoralne zachowanie, wówczas jednak nie myślałem o tym w takich kategoriach. Czułem, że troska o mnie oraz potrzeba bym pozostał na wyciągnięcie ręki zwyciężyły w kobiecie, z czego niezmiernie raduje się me serce. Nie potrafię wyrazić swego ubolewania nad postawą doktora, jednak w pełni rozumiem jego gorliwą obronę cnoty panienki. Ufam jednak, że w najbliższym czasie przekona się do mej osoby, usłyszawszy dokładnie jak postrzegam związek, jaki powstał między mną a Nią. Aż nadto dostrzec można, iż doktor traktuje Ją niczym młodszą siostrę, roztaczając nad nią parasol bezpieczeństwa. Na jego miejscu zastanowiłbym się nad pochopnością osądów, bowiem pamięć pierwszego spotkania z nim jasno wskazywała na upodobania do lekkich stanów i łatwości w zachowaniach nieprzystojących mężczyźnie.
Tegoroczne święta nie są wesołe, niemniej raduję się na myśl, iż nie spędzam ich w samotności. Przyszłość jawi się w jaśniejszych barwach, gdy tylko przypomnę sobie ciepło warg kobiety, która zawładnęła mym życiem bez reszty.

8Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Pon Sty 06, 2014 12:33 pm

Gość


Gość

8 stycznia 1898

Minął zaledwie tydzień odkąd przysiadłem nad dziennik po raz ostatni i zdaje się, że me notatki będą coraz częstsze i dłuższe, gdyż życie moje nabrało niezwykłego wręcz pędu, a na barki zostały zrzucone sprawy, o jakich nigdy nie śniłem. Zacząć powinienem od najprzyjemniejszych wieści, które prowadzą do nowego początku i stworzenia rodzinny Moor tak, jak za młodu o tym marzyłem. Panna Lynch przyjęła me oświadczyny i pomimo żałoby, jaką nosimy po najbliższych nam osobach - postanowiliśmy pobrać się jeszcze w tym roku. I choć jest dopiero początek, a droga przed nami daleka, ufam iż przeciwności pokonamy z niewyobrażalną wręcz siłą, tak wielką jak wybuch mej miłości w stosunku do tej uroczej kobiety.
W tym właśnie miejscu rozpoczynają się również problemy, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć wspólnie już niedługo - mam na myśli doktora Promnitza, który najprawdopodobniej upodobał sobie rolę ojcowską w stosunku do mej narzeczonej (ah, wspaniale jest to napisać) i ani myśli porzucić swe zamiary uczynienia ze mnie zła najgorszego, jakie może nękać nie tylko Ją, ale również całe miasteczko. Ha! W końcu gardzi nawet mym rzemiosłem, skoro wielmożny pan kogucik postanowił zaopatrywać się w metropolii, wydając z pewnością większy majątek niż moje skromne ceny w zakładzie. Gniew mój wzrasta z każdą chwilą, kiedy tylko przypomnę sobie twarz ów mężczyzny paradującego ulicami Old Whiskey. Doprawdy, że też panna Lynch musiała tak nieznośnego człowieka obrać sobie za przyjaciela. Niemniej obiecałem jej poskromić swoje wzburzenie w jego towarzystwie, przekonany w głębi serca iż człowiek ten jest niezmiernie ważny dla mej ukochanej. Ufam, iż wytrwam w tym postanowieniu stanowczo dłużej niż do czasu ślubu, choć trudno będzie znosić jego krzywe spojrzenia oraz kpiące ze mnie komentarze. Już raz dłoń w kierunku doktora wyciągnąłem, on zaś opluł ją i zbeszcześcił przyjaźń, którą żywiłem z nim zawiązać. Ostatecznie, zaprzestałem jakichkolwiek prób pogodzenia się z nim, bynajmniej zawieszenia broni już nie! Złość panny Lynch oraz smutek krążący w oczach zbyt mocno rani mą duszę, abym dalej toczył batalię z tym bucem doktorem.
Mój spokój zakłócony jest nie tylko problemami natury czysto miłosnej, ponieważ na horyzoncie mego wzroku od dawna nie widziałem już Jacka. Słuch o nim w miasteczku zaginął, dlatego też znając obie tajemnice skrywane przez niego nią stają się dla mnie co najmniej niepokojące. W głębi duszy rozważam poszukiwania, nie informując o tym lokalnego szeryfa, próbując rozpocząć je w towarzystwie pana Winchestera, jeśli tylko zgodzi się na tak niespodziewaną ofertę. Bowiem zaoferować nic prócz dreszczyka emocji dla niego nie mogę, zbierając oszczędności na przeniesienie zakładu do dzielnicy zachodniej wraz z mieszkaniem, które urządzi ma przyszła małżonka wedle własnych potrzeb i wizji.
Ufam, iż sprawa ta rozwiąże się pomyślnie dla tej biednej dziewczyny, która mimo tych wszystkich nerwów co mnie niegdyś kosztowała - bezpiecznie znajdzie się w domu (jeśli takowy gdzieś stworzyła). Drżę na myśl, iż postanowiła wyjechać z miasteczka bez wcześniejszego poinformowania mnie, dlatego też przeszukałem cały zakład w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Drzwi zakładu bowiem nie były dla niej nigdy problemem i jeśliby chciała, zmysł niepoprawnego dziecka z pewnością by w niej zwyciężył. Dwukrotnie przeszukawszy swój dobytek, nie odnalazłem niczego co mogłoby naprowadzić mnie na jej ślad. Wierząc, że nie pozostawiłaby mnie bez żadnej wiadomości, obawiam się że coś złego stało się podczas wichury. I chociaż ciężar tej hipotezy jest niezwykle bolesny, muszę brać pod uwagę wyprawienie kolejnego pogrzebu, godnego dla bliskiej memu sercu osobie.
Nie myśląc dłużej o śmierci, która ciągnie się wraz z myślami o mej biednej córce, postanowiłem wspomóc potajemnie pannę McDonald. Młoda z niej dziewczyna, a na utrzymaniu ma swego braciszka. Tajemnicze listy zawsze były mą mocną stroną, której nie sposób mi odmówić. Wie o tym doskonale panna Randall i pani O'Dweyer, których o to lepiej nie pytać. Mąż właścicielki "Fairy" znokautował mnie bez reszty, jednak o naszym spotkaniu pisać tu szczegółowo nie będę. Dumnym jestem z myślą, iż obiłem twarz Brownowi, który popamięta mnie z całą pewnością.
Niespokojne me serce pozostaje, że w tak arogancki sposób potraktowałem kobietę, którą adorowałem miesiącami potajemnie. A gdym się w końcu odważył wykonać odpowiedni krok, ujawniając się, potraktowany zostałem strzałą Amora na usługach panny Lynch. Postanowiłem odwiedzić ją, aby wyjaśnić powody mego zachowania. Ufam, iż zrozumie.

9Dziennik Richiego. Empty Re: Dziennik Richiego. Czw Sty 30, 2014 9:08 pm

Gość


Gość

22 stycznia 1898

Moje początkowe założenia, iż będę częściej zasiadał nad dziennikiem i spisywał me życie regularnie, zakończyły się tylko i wyłącznie na założeniach. Również i ten wpis będzie jedynie streszczeniem wydarzeń, jakie miały miejsce przez ten krótki okres. Większość czasu spędzam z kobietą, która już niedługo wyda na świat swego naszego potomka i mój czas rozdziela się między nią a pracą. Utrzymanie zakładu nie jest rzeczą prostą ze względu na rychły zakup domu, którego cena spędza mi sen z powiek. Niemniej, podjęcie decyzji związanej z napisaniem kilku zdań w dzienniku wiąże się z ujawnieniem szczegółów, jakich nikt nie powinien czytać. W końcu zdecydowałem się trzymać ten dziennik w miejscu niedostępnym dla gości, w zakamarku, który może okazać się dla nich zbyt trudnym do odnalezienia.
Od momentu spotkania z panną Randall minęło tak wiele dni, że powinienem zapomnieć o jej łzach i smutku, jaki odkryłem w oczach przepełnionych samotnością i tęsknotą za tym, co dla niej nieosiągalne. Również i niedawne spotkanie na cmentarzu zostało przez nią odebrane jako propozycja romansu, o którą nigdy nie śmiałby prosić jakikolwiek kobiety. Gardzę mężczyznami, którzy nie potrafią dochować wierności swej małżonce, zdradzając ją we wszystkie możliwe sposoby.
Niemniej, ostre słowa kazania pastora uświadomiły mi o dwóch niezwykle istotnych sprawach:
1) jako mężczyzna, moim obowiązkiem jest zapewnić byt kobiecie, którą pokochałem i której ofiarowałem pierścionek zaręczynowy; wówczas wiedziałem, że chcę połączyć się z nią na dobre i złe, niezależnie od podjętych przez nią decyzji, winnym jestem być głosem rozsądku i czasem decydować w jej imieniu; dziecko, które nosi w swym łonie nie może pozostać bez ojca i jeśli ma być to mą pokutą za krzywdę, jaką uczyniłem Michelle, godzę się na to;
2) pastor jest trudnym człowiekiem, zawierzającym plotkom niż rozwiązaniu polubownemu i rozmowie ze zbłąkanymi owieczkami; i mimo iż naprostował mą ścieżkę, nie zamażę z pamięci poniżenia, w jakie mnie wprawił podczas mszy.
Pod odpowiednim ustaleniu terminu, powysyłamy z panną Lynch zaproszenia do osób, które chcielibyśmy widzieć w kościele. Niemoralnym byłoby wyprawienie wesela, gdy zaledwie miesiąc minął od śmierci mej córy oraz ojca Zoi, dlatego też rezygnujemy z tego przywileju małżeńskiego, na rzecz rychłego zamieszania wspólnie. Ciąża nie może zostać odkryta przez ludzi wcześniej, niż przed naszym ślubem, aby reputacja mej kobiety nie uległa znów pogorszeniu. Termin zostanie dopiero ustalony.
Dramat, który rozegrał się między panną Lynch a mną został zażegnany i z pewnością umocnił nasz związek. Zaślepienie miłością zmniejszyło się na tyle, abym mógł obdarzyć ją zdrową, acz w pełni racjonalną miłością.
Dzisiaj trzymałem w rękach nowonarodzonego syna Michaela i radość, jaka wypełniała me serce jest tak ogromna, że nie jestem w stanie jej opisać. Wiem, owszem, już teraz wiem, że dziecko które urodzi ma przyszła żona będzie dla mnie skarbem, o którego dobro i szczęście będę dbał każdego dnia. Jestem przekonany, że obdarzę to dziecię miłością tak wielką, na jaką tylko mnie stać.

Kocham Ją. Teraz jestem przekonany, że zrobię wszystko by była szczęśliwa.

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach