Oscar Wright
--------------------------------------------
INFORMACJE
Narodowość: Amerykanin
Wiek: 31
Wyuczony fach/profesja: księgowy
Wizerunek: Hugh Dancy
STATYSTYKI
Inteligencja: 40
Charyzma: 30
Refleks: 10
Celność: 15
Sprawność fizyczna: 15
Spostrzegawczość: 20
-----------------------------------
WYGLĄD
WZROST: 179
KOLOR OCZU: zielone
CECHY SZCZEGÓLNE: loczki, okulary
KALECTWA: -
NAJCZĘŚCIEJ UBIERA: koszule, garnitury, trencze, eleganckie buty…
Mężczyzna średniego wzrostu i przeciętnej postury, o dość przyjemnej aparycji. Przyjemnej, gdy się uśmiecha, a robi to stosunkowo rzadko. Jego twarz najczęściej zastyga w wyrazie jakiegoś bezbrzeżnego smutku. Chyba sam Oscar nie wie, od jak dawna tak wygląda, ale w towarzystwie usilnie stara się trzymać fason. W towarzystwie śle uśmiechy na prawo i lewo, tu się zaśmieje, tu brwi zmarszczy w pozie myśliciela… Wokół bladozielonych oczu pojawiają się wtedy kurze łapki. Dopiero potem, gdy odwraca się i odchodzi, usta znów się zaciskają, brwi wyginają mimowolnie, a oczy tracą blask. Zdarza mu się nosić zarost, albo baczki, ale nie jest to wcale regułą. Czasem na nosie ma też okulary w rogowych oprawkach. Od wiecznego ślęczenia nad księgami wzrok mu trochę niedomaga. Jeśli zbyt długo nie ścina włosów, zaczynają mu się lekko kręcić. Oscar nawet to lubi, bo loczki odmładzają i dodają jego zmęczonej twarzy trochę młodzieńczego ducha, którego przecież powinien wciąż mieć!
Nosi się raczej elegancko. Ot, lubi mieć dopasowany garnitur, albo frak, spinki do mankietów, czysty kołnierzyk. Nie przepada za krawatkami i muszkami, ale nosi, bo tak trzeba.
CHARAKTER I OSOBOWOŚĆ
ZAINTERESOWANIA: finanse, giełda, geografia, nowinki ze świata nauki i techniki
TALENTY: sprawnie liczy
NAJWIĘKSZA ZALETA: zorganizowanie
NAJWIĘKSZA WADA: znużenie życiem
Oscar był wesołym, ciekawym świata chłopakiem. Nie do końca widział siebie jako urzędnika za biurkiem. Nie, na pewno nie. Może raczej jako kupca, już zdecydowanie bardziej wolałby pływać na statkach handlowych, to byłoby o niebo ciekawsze! Niestety, zadecydowano za niego, bo popełnił jeden błąd – i wcale go nie żałował. Lata nad książkami, lata nad liczbami, załamanie nerwowe, choroba, wszystko to sprawiło, że Oscar stał się człowiekiem milczącym, smutnym właściwie bez powodu (miał przecież dom, pracę, miał pieniądze na rozrywki i podróże). Stał się tym, który mając wiele do powiedzenia, milczy. W samotności prowadzi za to wewnętrzne monologi, które potrafią trwać godzinami. To nie znaczy wcale, że nie lubi ludzi. On ich lubi, jest ich ciekawy, ale równie dobrze mu bez nich. W szerszym gronie potrafi jednak zachować pozory porządnego, białego człowieka - szczególnie lubi rozmawiać o podróżach i poprawiającym się stanie ekonomicznym. Rzadko żartuje, ale ma poczucie humoru, choć czasem wydaje mu się, że jeśli nie zna ludzi zbyt dobrze, nie ma prawa się śmiać podczas rozmowy. Od kilku lat cierpi na zaburzenia snu, a jego najlepszym przyjacielem stało się laudanum. Oscar jest generalnie człowiekiem ogarniętym, uporządkowanym i skrupulatnym - bez tego nigdy nie skończyłby studiów. Poza tym całymi godzinami może gapić się w atlasy i mapy, i czytać książki podróżników. Romantykiem nazwać go nie można, bo zdecydowanie bardziej ceni to co żywe, namacalne, wierzy w naukę. Z drugiej jednak strony od lat chowa w sobie irracjonalne wręcz cierpienie, żal, poczucie winy. Nie chce mu się tego zmieniać, jest to pewne lenistwo – bo i dla kogo miałby to robić? Nie widzi dla siebie żadnej szczęśliwej przyszłości, a już na pewno nie w zapyziałej dziurze, do której trafił. Może się wydawać denerwujący z tą swoją biernością, ale nawet wymuszanie kłótni nie robi na nim wrażenia. Wiele w nim sprzeczności, ale można to powiedzieć o każdym człowieku. Oscar zdaje się ożywać czasem po alkoholu, ale to też różnie bywa, bo równie dobrze może się nim ukołysać do snu. Picie w samotności bywa smutne.
HISTORIA
DATA URODZENIA: 13.03.1866
RODZINA: żyjący: ojciec Ernest, matka Luiza, brat Julian, siostra Dolores; nieżyjące siostry Deborah i Olivia
NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIE W ŻYCIU: wysłanie na studia, poznanie prawdy o Rebecce, podróż do Europy
Oscar Wright urodził się w San Francisco, w stanie Kalifornia. Miał szczęście urodzić się w rodzinie stosunkowo zamożnej i w mieście, które rozwijało się z roku na rok. Był trzecim dzieckiem państwa Wright i jak się później okazało, ostatnim. Nie dlatego, że Luiza już żadnego nie urodziła, lecz z powodu choroby, która strawiła ciałka niemowląt w kilka miesięcy po narodzinach. Oscar był zbyt mały, by zrozumieć i zapamiętać to wydarzenie. Nie dostrzegając smutku matki, żył i bawił się, dorastał wśród mnóstwa możliwości, jakie oferował zamożny dom i duże miasto. Odebrał dość dobre wykształcenie z możliwością jego kontynuacji na jakiejś wyższej uczelni. Fascynowała go geografia i sądził, że dane mu będzie poznać ją nie tylko dzięki książkom i mapom.
W domu państwa Wright prawie zawsze pracowała jakaś służba. Przy dzieciach pomagała starsza pani Daniels, ogrodu doglądał pan Jones, a pokojówki zmieniały się co i rusz. Ostatnią, jaką poznał Oscar, była młoda dziewczyna, Rebecca. Głupi młodzieniec stracił dla niej głowę i poddał się całkiem zakazanej miłości – bo jakież to było podniecające, skraść jej buziaka w sekundę przed tym, jak do pokoju wejdzie matka! Było zabawnie, tajemniczo, wspaniale, aż do nocy, w której zostali nakryci. Pan Wright wpadł w szał i w trybie natychmiastowym pannę wyrzucił. Niesfornego syna zaś ukarał wygnaniem. Przynajmniej tak myślał o tym Oscar podczas niekończącej się podróży pociągiem przez Stany Zjednoczone. Został wysłany aż na wschodnie wybrzeże, w okolice Bostonu, na uczelnię Harvarda. Tysiące kilometrów nie zaćmiły jego uczucia, nieustannie słał do Rebecci listy z zapewnieniem, że wróci, wróci i choćby ojciec go wydziedziczył, ożeni się z nią. Nigdy nie dostał odpowiedzi. Wrócił z dyplomem do San Francisco w wieku dwudziestu trzech lat i natychmiast zaczął szukać ukochanej. Bez skutku. Pół roku po powrocie jedno spotkanie wyjaśniło wszystko i złamało całkowicie życie Oscara. Wyjechał z powrotem na wschód, gdzie podjął pracę w biurze rachunkowym w prężnie rozwijającym się Bostonie. Wzbogacał się szybko, a trawiony wciąż poczuciem winy i żalem, postanowił uciec jeszcze dalej – do Europy. Zwiedził Włochy, Francję, nawet Anglię i Hiszpanię, gdzie dopadła go choroba. Wykończony psychicznie i coraz słabszy fizycznie spędził kilka miesięcy w szpitalu. W końcu, gdy choć trochę stanął na nogi, postanowił wrócić do Kalifornii, bo jeśli miał umierać, to wolał tam, w domu. A jednak nie umarł. Upojony laudanum wrócił niczym syn marnotrawny z zamiarem podjęcia jakiejś pracy. Kolejne rozczarowanie, bo w biurze, w którym zamierzał osiąść, odesłali go z kwitkiem. Z kwitkiem do Old Whiskey. Oscar Wright wysiadając na zapyziałej stacji czuł, że przegrał życie.
--------------------------------------------