To była długa podróż, a nic tak nie wyczerpuje jak kilkudniowa jazda konno. Za to co zostało z tych paru marnych dolarów wytarczył na te "gniazdko". W zasadzie nic więcej nie potrzeba oprócz łóżka i kawałka stołu, Linc widział gorsze, spał w gorszych, a i stajn nie się zdażały, także jest łóżko jest dobrze. Wszedł do pokoju powolnym krokiem, przez chwilę obserwował cały pokój, musiał go przemeblować po swojemu. Rzucił siodło w kąt pokoju, a kapelusz na łóżko taki miał zwyczaj, zdjął marynarkę, po czym z pełną elegancją powiesił na krześle, tak aby po założeniu nie wyglądała jak ściera z podłgi. On sam lubił dobrze wyglądać, to przecież świadczyło o nim samym.
Czas na przemeblowanie pomyslał, po czym podszedł do okna by je otworzyć, "wychodziło na główną ulice, tak miał być i tak jest". Świeże powietrze błyskawicznie wpadło do pokoju, zrywając przy tym zaległy kurz z niewielu mebli i podłogi, tworząc wyraźne smugi światła.
- ehe ehe - zakaszlał Linc - o cholera! zaklą, po czym sięgną do marynarki po swoją whiskey.
Wychyliwszy łyk, zakręci staranie pierśiówkę i schował do kieszeni marynarki. Z drugiej zaś wyciągną tytoń i bibułki, staranie skręcił swojego pierwszego papierosa w nowym mieście, odpalił zapałkę o kolbę rewolweru i przypalił papierosa, po czym zaciągną się głęboko, przez chwilę przytrzymując cały dym w płucach by powolnym strumieniem wypuścić go za okno. Mógł teraz podziwiać krajobrazy, o ile takie były, standard we wszystkich miastach, uśmiechną się.
- Miasto jak miaso brud, kowboje i panienki w ubrudzonych sukniach - szeptał, miał zwycaj rozmawiać ze sobą, kto mu zabroni.
Usiadł na krawędzi łóżka odpioł pas z rewolwerem po czym wyją z kabury Navy'a i z wielką starannością położył na łożku. Gdy odkładał rewolwer robił to bardzo powoli, jak by był z porcelany, gdy po niego sięgał w potrzebie robił to w niesamowity szybki sposób. Taki zwyczaj co zrobić, każdy przecież ma swoje rytuały.
Po czym położył głowę na podzuszkę, by po chwili zasnąć.
/zt/