- Na polowanie mogłabym iść - wzruszyła ramionami, wcale, ale to wcale nie myśląc o tym, żeby wpakować komuś kulę w dupsko. Nie pogrążona w tych rozmyślenia nie zauważyła Eisenberga, a i nawet nie zatrzymała się od razu, gdy zwrócił się do niej wymyślonym przez nią naprędce nazwiskiem. Odwróciła jednak głowę, gdy zauważyła, że Judith przystanęła, a przy niej jakiś facet...
To była sekunda niezrozumienia, zmarszczenia brwi. Jedynie sekunda, a po niej Sophie odwróciła się z wymuszonym uśmiechem do mężczyzny.
- Pan Jenny... Jerry? - I zapewne zapadła taka niezręczna cisza, gdy nieobyta w towarzystwie dziewucha myślała, co dalej. - To jest Judith - wskazała ręka na lekarkę. Niech się jej przedstawi, bo zapomniała jego nazwiska! Była w ogóle, bardzo zaskoczona jego obecnością, nawet nie tyle na otwarciu sanatorium, co w Old Whiskey.
- Co tu robisz? Pan. Robi. - Poprawiła się (!) i posłała uśmiech, który wyszedł nieco kwaśny. Niestety, to nie był dobry dzień dla Sophie. Dobry tydzień. Miesiąc nawet. Pokusiłabym się o stwierdzenie nawet, że rok.