- No, to też - wyszczerzył zęby, kiwając przy tym głową. Trzeba by być głupim, by nie jadać w tanim bistrze, przedkładając nad nie drogą restaurację. No, chociaż jakby iść tym torem, to najlepiej było jadać w domu. Gdyby sie miało żonę, która gotuje. To by było najlepsze rozwiązanie.
- Widać, bo znika pannie uśmiech - odparł. Jakoś się nawet jakby zachmurzyła, ale przecież nie będzie wypytywać, jakież myśli to spowodowały. Stare czasy sprzed napadu powinny być chyba dobrze wspominane. Zresztą, nie ważne!
- Tja - mruknął, przypominając sobie o jeszcze trzech ciałach czekających na pochówek. Pokój duszy tym biedakom, co to niby strzegli bezpieczeństwa w banku. - Nie, żebym komukolwiek źle życzył, co to, to nie! Właściwie, już mi starczy tej roboty po jednym jego wybryku.
Mężczyzna skrzywił się i spochmurniał. No, cholera, sześć ciał pod rząd zakopać, tego dawno nie było! Westchnął, z kieszeni wyciągnął banknot i podsunął dolca Wanicie.
- Eh, praca czeka! Życzę miłego dnia - uśmiechnął się do kobiety i zaraz już go nie było.
/zt