Old Whiskey
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Forum RPG


You are not connected. Please login or register

Salka przy kościele - MIEJSCE DLA PUBLICZNOŚCI

2 posters

Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 4]

Mistrz Gry

Mistrz Gry

Salka została dobudowana parę lat po postawieniu Kościoła. Nie jest zbyt duża - mieści się w niej najwyżej parę drewnianych stołów i postawionych przy nich krzeseł. Na honorowym miejscu wisi sporych rozmiarów krzyż, a i całe pomieszczenie ma bardziej "kościółkowy" nastrój.
Odbywają się w nim spotkania koła gospodyń i rady parafialnej. To tutaj dyskutuje się o zbiórkach pieniędzy na dach lub dywan do kościoła.

Na czas rozprawy w sali przeprowadzono małe przemeblowanie. Jeden stół stał w centralnym miejscu i był przeznaczony dla sędziego i prokuratora. Za drugim stołem siedzieli oskarżeni (i ich prawnicy, jeśli takowych zatrudnili), czekając na wezwanie do składania zeznań. Po przeciwnej stronie krzesła dla ławy przysięgłych. Na tyłach salki ustawiono w rzędach krzesła dla publiczności, która chciała śledzić przebieg procesu.
 


W TYM TEMACIE MOGĄ PISAĆ WSZYSCY CI, KTÓRZY CHCĄ UCZESTNICZYĆ W PROCESIE JAKO WIDOWNIA. TU KOMENTUJĄ I ROZMAWIAJĄ O WSZYSTKIM CO DZIEJE SIĘ W TEMACIE > http://oldwhiskey.my-rpg.com/t1473-salka-przy-kosciele-rozprawa#68109

http://oldwhiskey.my-rpg.com

Gość


Gość

<- Areszt

Liliane nie miała pojęcia, co się tak naprawdę dzieje, kto jest winny lub nie, więc zostawiła Hery'ego pod okiem opiekunki a sama wzięła maleńką Roisin i usiadła na trybunach. Wszak nie mogła zostawić tej kruszynki komuś obcemu, byłaś jeszcze na to za malutka.
Usiadła na jednym z krzeseł i czekała na rozwój wypadków.

Gość


Gość

Finnegan Brown przyszedł na rozprawę głównie z tego względu, że jego żona została wybrana na członkinię ławy przysięgłych. Ach, prestiż!
W każdym razie wyrzucił dzieciaki, żeby się poszły bawić w miasteczku, a sam, tzn. z Joyce, udał się do sali przy kościele. Klapnął na krześle na tyłach salki, uśmiechnął się lekko do żony, a potem spojrzał na srogo wyglądającego sędziego i na pierwszego oskarżonego, którego właśnie zasypywano pytaniami.

Gość


Gość

---> areszt

Kevin usiadł niedaleko wyjścia jakby któremu z oskarżonych przyszło do głowy wiać. Będzie strzelał najwyżej mówi się trudno, no w imię sprawiedliwości oczywiście. Gdzieś wzrok Kevina zawiesił się na Lili. Dlaczego? On sam nie wiedział.

Gość


Gość

Liliane przyuważywszy spojrzenie Kevina w jej stronę, uznała to za zaproszenie. Siedziała sama jak ta sierota, a ostatnio tak lgnęła do przyjaznych jej duszy, że był to wręcz odruch bezwarunkowych.
Wstała i usiadła obok Kevina. Co prawda pana Browna też znała i mu po drodze dygnęła, ale znała go zdecydowanie za mało, by siedzieć obok. W końcu to był MĘŻCZYZNA. INNY NIŻ MĄŻ.
- Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Pastor mówił na mszy o sprawiedliwości i mówił, że powinna stać się jej zadość - wyszeptała do niego cichutko

Gość


Gość

Adelaide i Artur Promnitzowie przyszli także na rozprawę. Zawsze to jakaś rozrywka, czyż nie? Przynajmniej tak podchodziła do tego Adelaide. Zajęła wolne miejsce, klepnęła męża po kolanie, żeby się jakoś głupio nie zachowywał i zaczęła przysłuchiwać się sprawie.
O, w pierwszym oskarżonym rozpoznała przydupasa burmistrza. Tego, którego mijała bez słowa, gdy składała wizyty Hawtonowi, hehe.
Ooo, ale gdy wspomniał nazwisko doktora, to zaraz wyprostowała się jak struna i wbiła w młodzieńca podejrzliwe spojrzenie. Podejrzliwe, cechujące się już wyraźną niechęcią. Kątem oka zerknęła także na Artura. Co to ma być, hę? Jak jakiś gnojek, co ma jeszcze mleko pod nosem, spróbuje oczernić jej męża, to przyrzekła sobie, pójdzie i mu pokaże, co o tym myśli.

Gość


Gość

Spojrzał na Lili z uśmiechem po czym nachylił siędo  niej i szepnął jej nie mal do ucha, mogła poczuć jego ciepły oddech tuż przy swojej szyji.
- Czekam aż któryś z nich nie wytrzyma i zacznie uciekać a ja zacznę wymierzać sprawiedliwość - zrobił poważna minę, po czym szybko się zreflektował, wszak to była strachliwa Lili.
- Żartowałem... yyy tak jakoś, mnie naszło... - uśmiechnął się ponownie - tak sprawiedliwość musi być...

Gość


Gość

Zadrżała mimowolnie. Poczuła na ucho jego ciepły oddech i zarost. Policzki jej poróżowiały. Ach, co to ma być, fufu ! Jak ty się zachowujesz Liliane, co ludzie powiedzą !
Lily była dość łatwowierna, więc rzecz jasna uwierzyła w słowa Kevina i zrobiła mocno przerażoną miną. Ej no, jak to strzelać ! No bez przesady, to grzech chyba ! Nie chyba a na pewno !
Kiedy więc się zreflektował, aż odetchneła z ulgą i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie strasz mnie tak! Kto wie co tym Stróżom Prawa w głowie siedzi? - w końcu Jeremy też miał ....specyficzne poczucie humoru.


Gość


Gość

Spojrzał na nią nieco rozbawiony, kątem ucha słuchał zeznań Baskerville. Chłopak mówił sensem ale czy prawdę, czekał wiec na zeznania innych oskarżonych jak i świadków. On sam by wsadził wszystkich, no ale ktoś kłamał a ktoś mówił prawdę. Takiego Jenkinsa by zastrzelił i nie było by takiej rozprawy, a tu tyle niewiadomych.
- A co ma siedzieć w głowach stróżów prawa? - szepnął w jej kierunku, nie odrywając wzroku od Baskerville - sprawiedliwość Lili, sprawiedliwość.

Gość


Gość

Słuchała przez chwilę zeznań mężczyzny, by potem wysłuchać słów Oskara. Oczy jej się rozszerzyły ze zdumienia. Pan O'Dwyer!? Jezu Chryste niemożliwe!
- To straszne! - wyszeptala przerażona.
Och, pani Beatrice poślubiła łotra!
Roisin tymczasem rozchylila powieki i wlepiala sarnie oczka w Kevina.

Gość


Gość

Pani Promnitz słuchała dalej. Pana Wrighta niespecjalnie kojarzyła. Gdy jednak z jego ust padło nazwisko O'Dwyera, zmrużyła podejrzliwie oczy. Och, co też on opowiada! Ona pana O'Dwyera pod swoim dachem przyjmowała, to byłby skandal, gdyby okazał się złoczyńcą. Zacisnęła usta i słuchała dalej.

Gość


Gość

<--- dom

Beatrice wprawdzie nie bardzo nadążała ostatnio za tym, co działo się w miasteczku, ale wiedziała, że jakiś czas temu przyjechali szeryfowie federalni i że prowadzą śledztwo związane z przekrętami finansowymi w urzędzie miasta.
Dobrze, że nie wiedziała, że jeden z szeryfów był u niej w domu i przesłuchiwał jej męża.
Weszła na salę już w trakcie trwania procesu. To pewnie dlatego ludzie zaczęli rzucać jej takie dziwne karcące spojrzenia. Wypatrzyła szybko wolne krzesło w miarę blisko wyjścia, żeby nie przeszkadzać. Uff, umęczyła się spacerem pod tą górkę z brzuchem! Naprawdę miała wrażenie, że ludzie dziwnie na nią patrzą. Och, może pobladła z wysiłku?
Oskarżony właśnie schodził z przesłuchania. Ciekawa była, czy przesłuchiwali już burmistrza. Była niezwykle oburzona, gdy usłyszała w miasteczku, że został aresztowany i w dodatku, podobno, przyznał się do stawianych mu zarzutów!

Gość


Gość

??? ---->

Nazwisko jej narzeczonego pojawiało się ostatnio przy sprawie stanowczo zbyt często, by móc to ignorować. Dlatego też Biddy pojawiła się na sali sądowej. Nie zawracając sobie nawet głowy witaniem się z innymi, rozglądaniem się, ba! nawet spojrzeniem obok kogo siada, próbowała opanować emocje, które trzęsły jej dłońmi i pojawiały się wypiekami na jej twarzy. Po chwili nerwowego skubania skórek, jeden z paznokci powędrował do ust i zaczął być namiętnie obgryzany.
Tak bardzo nie wiedziała o co chodzi, tak bardzo nie orientowała się w tych matactwach, a do tego chaotyczne, jak jej się zdawało, zeznania Baskerville'a i Wrighta nic jej nie rozjaśniły w tej rudej głowie. To Patrick coś zrobił, czy nie? Kto ukradł pieniądze? Czy w ogóle ktoś ukradł pieniądze? Jakie palce, jakie odcięte palce?!
Kiedy pojawiły się zeznania obciążające jej narzeczonego, chciała już wstać i krzyknąć, ażeby ten pan wsadził sobie odcięty palec panny Pines w tyłek. Nie wiedziała, co ma myśleć i jak ma myśleć - ma być obiektywna? A co to w ogóle w tym momencie znaczyło? Że ma nie zawierzać mężczyźnie którego ma poślubić? To było absurdalne! Jego zeznania były przekonujące, ale... Ale co jeśli to stróżowie prawa mówili prawdę?

Gość


Gość

Francesca przyszła z Winfredem na miejsce rozprawy. Miała naprawdę mieszane uczucia, kiedy przekraczała próg sali. Niby nie wyglądała jak dawna Francesca, czarna, elegancka suknia, elegancki naszyjnik, ciemne włosy spięte do góry. A jednak się bała. Był to strach irracjonalny, który starała się uciszyć. W końcu jej opiekun stał tuż obok, czyż nie?
Życzyła Winfredowi powodzenia, mówiąc, że poradzi sobie idealnie i pomoże Oskarowi.
Do sali weszła tuż po Beatrice, że jeszcze zobaczyła jej suknię znikającą za drzwiami. Oczywiście dopiero po wejściu do środka zorientowała się, że to pani O'Dwyer. Francesca zachowywała się bardzo cichutko i zauważywszy, że obok Bei jest wolne krzesło szybciutko usiadła. A obok niech pewnie i Mann, który jednak został równie szybko wywołany do mównicy.
-Dzień dobry.-szepnęła, nachylając się w kierunku kobiety.
Zerknęła na publiczność i ku swojemu niezadowoleniu kilka krzeseł dalej dostrzegła Lily i Kevina. Aż jej się niedobrze zrobiło. Wcale nie na widok przyjaciółki, no gdzieżby. Miała po prostu w tym momencie zastrzelić Kevina. Ot, zwykłe uczucie byłej żony do byłego męża.
Wróciła jednak wzrokiem do swojej byłej pracodawczyni, ze zdziwieniem orientując się, że jest ona w ciąży. Nie ma to jak szybki zapłon, Franiu.

Gość


Gość

<- dom

Babka nie mogła opuścić takiego wydarzenia, jak ten proces. Szczególnie, że była szanowaną panią radną i przecież interesowała się losem miasta. A takiego skandalu to już dawno nie widziała. Kurestwo McLagen w porównaniu z aferą finansową było niczym płotka przy szczupaku. Wiadro siedziała wyprostowana jak struna i ściskając w dłoniach rączki swojej torebki słuchała uważnie, co też wyrabia się na sali rozpraw. Co też ci ludzie opowiadali? O'Dwyer? Mąż tej rudej... Oburzające! Oburzyła się Babka.
Kiedy Beatrice weszła do sali (albo wtoczyła się, w końcu była w ciąży), posłała jej spojrzenie tak pełne oburzenia, że odrobina oburzenia więcej przelałaby czarę goryczy i spowodowała lawinę krzyków. A na krzyki jeszcze za wcześnie - tak można pomyśleć, dopóki nie weszła Franceska w towarzystwie jakiegoś mężczyzny! A więc jednak kurewskie nasienie z niej nie wyszło!- pomyślała kobieta zaciskając pięści na uchwytach. Że też ta dziewka miała czelność tu w ogóle przychodzić! Do salki przykościelnej, tuż obok Boga, Jesusa Chrystusa, Przenajświętszej Panienki! Przylazła splugawić miejsce swoją grzeszną obecnością. Wiadro pokręciła głową. Oburzenie jej przeszło same siebie, stanęło obok i fiknęło koziołka.

Gość


Gość

Widząc Beatrice, siedząca nieopodal pani Bucket Emma aż pisnęła cicho:
- Skandal!

Gość


Gość

Beatrice przysłuchiwała się szeryfom i panu Darcy. Nie podobało jej się, że wspominali nazwisko Shane'a. Nie wiedziała, jaki związek miał z tą sprawą, to w ogóle było spore zaskoczenie. Szczególnie, że wspominali go dość często. Że niby coś wiedział, że to, że tamto. Dobrze, że nie usłyszała zeznań pana Wrighta, gdzie opowiadał o pobiciach i odcinaniu palca.
Zerknęła na kobietę, która usiadła obok niej. Wpierw przelotnie, nie poznała jej.
Spojrzała potem drugi raz, gdy się do niej nachyliła i przywitała.
- Och! - westchnęła szeptem. - Francesco, dzień dobry! Jakże się zmieniłaś! - wszystko to mówiła bardzo cicho, bo nie chciała przecież przeszkadzać.
Napotkała przy tym spojrzenie babki Wiadro i panny Scott. Aż się wzdrygnęła, gdy Hiacynta obcięła ją wzrokiem.

Gość


Gość

Francesca słyszała najmniej, gdyż dopiero końcówkę tego co mówił pan Darcy. Romans? Ale, że Wright i kto? Poppy? W sumie.. To by się zgadzało z tym co Pines mówiła jej na balu. Rycerze i królowie nie zwracali wtedy uwagi na swoje królowe.
Dobrze, że nie zauważyła spojrzenia pani Bucket, bo... uśmiechnęłaby się chyba do niej dumnie. A to mogłoby wywołać reakcję chemiczną zakończoną lotem torebką. Jeszcze zostałyby wyprowadzone przez ochronę. Oczywiście z winy babki Wiadro!
-Tak... Zmieniłam.-powiedziała, uśmiechając się nieznacznie. Nie wiadomo czy mówiła o swoim wyglądzie, czy także i wnętrzu. W końcu tam też zachodził zmiany.
Zerknęła w stronę mównicy. Była pod wrażeniem tego jak Winfred potrafi dobierać słowa, manipulować nimi, utrzymywać ustaloną postawę. Robił na niej wrażenie? Oczywiście, na której by nie zrobił. 
Już chciała znów się pochylić i zapytać Beatrice, który to miesiąc, lecz wtedy z ust Manna wyszło nazwisko O'Dwyer. Zerknęła jedynie na kobietę, ale nic nie powiedziała. Po prostu nie wypadało. Przecież nie zacznie wypytywać co Shane narobił.

Gość


Gość

Babka aż zacisnęła usta widząc, że Franceska siada obok Beatrice. Ha, dobre miejsce sobie wybrała, ta parchata dupodajka, pomyślała. Tuż przy żonie przestępcy! Kto wie, może Beatrice pomagała we wszystkim mężowi? Ścięła rudą kobietę wzrokiem. Tak to jest, jak kobieta bierze się za interesy! Pewnie prała w tej swojej restauracji brudne pieniądze. Pani Bucket uznała, że zaraz po procesie powie o tym Emmie. Biedna, pewnie nie ma o tym pojęcia!
Rozejrzała się po sali, by odnaleźć wzrokiem Burnetta. W imię Ojca i Syna! pomyślała, widząc go, a następnie spoglądając na wiszący na ścianie krzyż.
Boże, Przenajświętsza Panienko, widzicie to całe kurestwo i nie grzmicie! A biednych, poczciwych ludzi skazujecie na przebywanie z plugastwem w jednym pomieszczeniu. Babka miała ochotę wstać i strzelić Francesce w twarz, by zmyć jej uśmieszek i rozkwasić ten zadarty nochal. Torebką, rzecz jasna. Splunęłaby, ale nie wypadało w Domu Boga.

Gość


Gość

Ależ ta rozprawa była emocjonująca! Kto by pomyślał, że pani O'Dwyer ma w domu taką patologię! Jej mąż zawsze wydawał się być porządny. Choć z drugiej strony, jak porządny człowiek może pracować w kasynie? No, tak, no tak! Emma pokiwała głową. To przecież oczywiste, że to taki oszust, skoro tam pracuje!
Kiedy Mann zeznawał, wlepiła w niego swoje cielęce oczy. Ale był przystojny! Aż się zarumieniła.

Gość


Gość

I Giselle pojawiła się na rozprawie. Przyszła zapewne z Emmą i usiadła przy babce Bucket, chociaż jako damę, przerażał ją czasem język starszej kobiety.
Była blada i miała podkrążone oczy, ponieważ odkąd dowiedziała się, że Oscar Wright został aresztowany, nie mogła nawet oddychać. Egzystowała gdzieś obok wszystkich, nie mogąc nawet wzburzyć się tymi wszystkimi rewelacjami. Jej Oscar został wsadzony do brudnego aresztu. Na pewno przez tę modliszkę, Pines. Na pewno.
Siedziała wbijając wzrok w każdego kolejnego świadka. Każdy, kto oczerniał pana Wrighta był w jej oczach kłamcą, parszywym kłamcą, podły kłamcą, wiecznie kłamcą skazanym na potępienie w jej oczach i w oczach jak największej ilości osób. Już ona była zdolna o to zadbać. Gdy Oscar wszedł na salę Giselle prawie wstała. Tak bardzo chciała, by ją zauważył, by skinął na nią głową, by posłał jej uśmiech pocieszenia w tej czarnej godzinie! Słuchając jego zeznań nie mogła powstrzymać łez. Pojedyncze skapywały z jej policzków na splecione mocno dłonie. Dopiero gdy spoczął obudziła się poczęła szybkim ruchem osuszać twarz.
Uwierzą mu. Tego była pewna, że mu uwierzą. Mówił prawdę, to było widać. Choć to wciąż powtarzające się nazwisko Pines... Gigi zrozumiała z tego tyle, że to ona była winna pobicia Oscara i podpalenia miejsca jego pracy, ona!
Dopiero po zeznaniach OScara mogła skupić się na przetworzeniu wcześniejszych i kolejnych informacji. O'Dwyer i Smith! Pani Beatrice... Biedna? A może była złośliwą heterą, która pewnie palec Poppy wsadziła do słoika z formaliną i zatrzymała jako trofeum? W końcu była ruda!
W każdym razie, musiała o wszystkim wiedzieć. Fakt, że siedziała teraz z Francescą McJak-jej-tam to tylko potwierdzał. Szemrane towarzystwo, od Titusa, przez O'Dwyerów, Francescę i na Poppy kończąc. Niewolnicy grzechu, tak właśnie! Nic dziwnego że pannę O'Dwyer zostawił niedoszły mąż.
- Włosy farbują kokoty i kobiety z kabaretu - szepnęła pełnym oburzenia głosem na fryzurę Francesci. I pomyśleć, że kiedyś uważała ją za przyjaciółkę! Podczas jej wesela chadzała z nią po sali pod rękę! Ach, żeby jej ta ręka nie uschła od kontaktu ze zdradą!
- Uważam, że pan Wright jest niewinny - powiedziała cicho, jednak na tyle głośno, aby usłyszały ją dwa najbliższe rzędy. Również zwróciła uwagę na twarz przemawiającego teraz przyjaciela Oscara. Przystojny, jednak nie posiadał takiej głębi spojrzenia, jak Oscar. Usta jego nie były wykrojone tak, jak usta Oscara. Oscar miał również lepszą fryzurę. - Pan Mann wydaje się być prawdomównym cżłowiekiem - dodała jeszcze pewnym tonem, odwracając się w prawo, lewo i do tyłu, by zobaczyć, czy ludzie jej przytakują. Powinni to zrobić.

Gość


Gość

- Słyszałaś to? - biedna Emma, nie wiedziała, czy wzdychać do Manna, czy może martwić się o Giselle. Postanowiła więc robić jedno i drugie. Westchnęła. A potem kontynuowała.- Pan Oscar ma romans z Pines...!

Gość


Gość

Zeznawanie było okropnie męczące. Ze wzrokiem zawieszonym nisko na publiczności, wyprostowany wracał rejestrując niewiele. Skupił się raczej na własnych myślach. Swoją wielką dezaprobatę na temat braku miejsca obok Francescy wyraził lekkim fuknięciem połączonym z uśmiechem przegrańca. Musiał przejść trochę dalej i zająć miejsce obok jakiejś brunetki. Naprawdę ładna, hojnie... wyposażona, ale miał w głowie inną brunetkę.
- Pani pozwoli? - zapytał uprzejmie i jeśli tylko uzyskał od Emmy odpowiedź pozytywną, zajął obok niej miejsce. Na początku nie odwracał się do Francescy, jedynie zerknął kątem oka w jej stronę co mogło zostać mylnie przyjęte. Och, Emma pomyśli, że się jej jegomość przygląda. Nawet uśmiechnął się krzywo i znowu spojrzał przed siebie obserwując rozprawę.

Gość


Gość

Francesca myślała, że wyjdzie z siebie, kiedy zobaczyła Winfreda przy Emmie. Scott działała jej na nerwy tak samo jak babka. Nawet nie wiedziała która bardziej. Gigi była mniej toksyczna, bo zbyt głupia, ale te dwie?
Uśmiechnęła się do Winfreda kwaśno, po czym założyła nogę na nogę i słuchała dalszych zeznań. Oczywiście od czasu do czasu na niego zerkając.

Gość


Gość

Spąsowiała, kiedy Książę z Bajki postanowił usiąść obok niej. Na pewno dla tego, że Franceska miała tak wielki tyłek (albo to Beatrice, w końcu była w ciąży), że nie miał szans się zmieścić obok!
- Oczywiście, że pan może- zaćwierkała cicho, żeby nie przeszkadzać podczas rozprawy i przesunęła się nieco. Tak, Emma pomyślała, że Książę z Bajki zerka na nią, bo się w niej zakochuje. Gdyby tylko wiedziała, że Winfred rozglądał się za tą parszywą dupodajką, to pewnie wyrwałaby Babce torbę i sama zdzieliła McLagen w ten farbowany łeb!

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 4]

Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach