Old Whiskey
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Forum RPG


You are not connected. Please login or register

Salka przy kościele - MIEJSCE DLA PUBLICZNOŚCI

2 posters

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down  Wiadomość [Strona 2 z 4]

Gość


Gość

Giselle oczywiście płakała i przez pomówienia o romansie Oscara z Poppy. Do tego zaciskała zęby tak mocno, że bała się, że zaraz pękną jej wszystkie zęby. Kiedy Pines pojawiła się na sali, Gigi prawie zabiła ją wzrokiem, który przypominał teraz spojrzenie bazyliszka. Podła, podła, podła... I ona była jej przyjaciółką! Ha, przez nią prawie zginęła! Pięści Giselle zaciskały się mimowolnie. Helena Pines zesłała na jej życie mnóstwa zła i nieszczęścia, odkąd tylko się w nim pojawiła, a Gigi, chcąc wierzyć tylko w najlepsze, nie dopuszczała do siebie myśli o grzechu zakorzenionym głęboko w tej ciemnookiej kobiecie. To… to pan O’Dwyer pobił i zastraszył pana Wrighta. Ten sam pan O’Dwyer dla którego pracowałam. Nie dziwota!
Giselle, która nie miała nerwów na takie rzeczy, teraz słuchała tego z satysfakcją. Niech jej Bóg wybaczy te myśli...! Oddychała ciężko myśląc o tym, jak bardzo cierpiała panna Pines. Tym bardziej skupiłą się na tej myśli, gdy Poppy zdradziła, że uciekła do Oscara do hotelu - a to oznaczało jedno. Uciekła do niego sprzedać mu swe ciało w nierządzie, pojechała go kusić! Pewno nie wyjechali do San Francisco, by uciec przed O'Dwyerem! Pod San Francisco musiał znajdować się klasztor, klasztor w którym Oscar chciał wyplenić zło z panny Pines! Tylko czy szatan odszedł już z tego wątłego ciała, czy trzymał je mocno w szponach?
- Dzień dobry, panie Mann - powiedziała cichutko, kiwając głową. - Z pana to złoty człowiek. Pan Wright nie zasłużył na takie traktowanie. Działają panowie w słusznej sprawie - powiedziała lekko nachylając się przez Emmę do Winfreda. Wtedy też, tak wychylona, zauważyła rozwódkę McLagen. Zasznurowała usta i posłała jej najbardziej opanowane i zimne spojrzenie, którego wyuczyła się na etykiecie. Takim spojrzeniem gromiło się źle zachowujących się kawalerów na przyjęciu, takich któzy rozpinali górne guziki koszul i luzowali krawaty.

Gość


Gość

Zajął chyba strategiczne miejsce, które niechybnie stanie się powodem jego zguby. Tak to jest, kiedy człowiek nie ma pojęcia o ludziach mieszkających w Old Whiskey. Usiadł bowiem między Emmą, a Gigi. Obok tej pierwszej siedział nie kto inny jak babcia Wiadro. Kilka miejsc dalej Francesca. Wszyscy mieli go za porządną osobę. Jak zwykle elegancki, uprzejmy, poprawił poły rozpiętej marynarki, w żadnym wypadku nie ruszał koszuli czy krawatu. Znowu zerknął na Franceskę, ale kiedy tylko jego wzrok powędrował w tamtą stronę pojawiła się jakaś drobna kobieta. Dziewczyna zwracająca się wprost do niego. Jej słowa trochę zmieszały Winfreda, ale uśmiechnął się i skinął głową.
- Cieszę się, że pani tak myśli. Mam nadzieję, że sprawa zakończy się oczyszczeniem mojego przyjaciela z zarzutów. - szepnął i oparł się wyprostowany o oparcie krzesła. Oczywiście, zerknął na Frankę, Emma znów może mieć powód do rozmyślań. Zaraz jak Giselle o coś zapyta to pewnie palnie jakąś głupotę z rozkojarzenia. Splótł ręce na klatce piersiowej. Jedna z nich powędrowała pod brodę opierając głowę na dłoni. Nie chciał robić zamieszania z przedstawianiem się, chociaż panna Scott i Gillmore mogłyby poczuć się urażone. Nie można jednak przerywać w rozprawie.



Ostatnio zmieniony przez Winfred Mann dnia Pią Lis 01, 2013 9:18 pm, w całości zmieniany 1 raz

Gość


Gość

Gdy Winfred usiadł przy Emmie Francesca niezbyt dobrze słuchała przemówienia panny Pines. Gdy zobaczyła, że Giselle patrzy się na nią wzrokiem bazyliszka, panna McLagen uśmiechnęła się do niej najsłodziej jak potrafiła. I to jeszcze z dziwną satysfakcją.
Potem Francesca już obserwowała Poppy. Naprawdę szczerze jej współczuła. Słowo za słowem i panna McLagen czuła coraz większy niepokój o koleżankę. A gdy pokazała obcięty palec jej ręka powędrowała do ust. Miała ochotę spojrzeć się na panią O'Dwyer, bo przecież o jej męża chodziło, ale znów się powstrzymała. Nie wypadało, zupełnie. Nie chciała, aby pani Beatrice źle się poczuła w jej towarzystwie. W końcu Franka ją lubiła.
Spojrzała się w bok. Gdy spojrzenie jej i Winfreda się skrzyżowały uśmiechnęła się do niego ciut rozbawiona. To sobie miejsce wybrał. Biedactwo. Puściła mu oko, po czym wróciła wzrokiem do Pines.

Gość


Gość

Kiedy Promnitz poszedł zeznawać, Adelaide wbiła w niego dość surowe spojrzenie i słuchała uważnie. Już od początku nie prezentował się najlepiej, ze swoim zagubieniem i chichraniem. Później mówił trochę lepiej. Tak, o samej sprawie mówił z sensem. Dopóki nie przyszło do jakichś okropnych pytań, gdzie prokurator sugerował, że może Promnitz jest zamieszany w samą kradzież pieniędzy.
Oho, Promnitz mówiący o pieniądzach.
Ada zacisnęła mocniej usta.
O tak, nie umie oszczędzać. Ma talent do wydawania. Nie dba o nie w ogóle. I od niej ciągnie, jak mu się skończą.
Ada zacisnęła usta już tak mocno, że ją twarz zaczęła boleć. Boże, on się w ogóle zachować nie umie. No pantofel, po prostu pantofel! Co za wstyd.
A potem Artur wygłosił złotą myśl i Adelaide wybuchła śmiechem. Szybko przyłożyła dłoń do ust, mając nadzieje, że niezbyt wiele ludzi to zauważyło. O Boże. Uspokoiła się dość szybko, choć chwilę jeszcze uśmiechała się pod nosem.
Naturalnie, gdy Promnitz zajął miejsce obok niej, trzepnęła go ręką w ramię, że jak on śmiał sędziemu pyskować! I jeszcze płacić musi, pff. No, widać, że zupełnie o pieniądze nie dba.

Gość


Gość

< ---- Domek Stormów

Po wczorajszej niedyspozycji Danielle wróciła do formy i postanowiła udać się na rozprawę. Musiała koniecznie zobaczyć, jak sprawiedliwość triumfuje a ponadto jak wysiłki jej męża, który spędził długie godziny nad rozwikłaniem tej sprawy, przyniosą odpowiedni efekt. Dani była przekona, że gdyby nie jej mąż to sprawy by jeszcze długo nie rozwiązano, a przyjazd szeryfów federalnych nie miał nic do rzeczy.
Grzecznie przywitała się z panią Bucket i resztą pań i panów. Po czym przycupnęła blisko wyjścia. Na wszelki wypadek.

Gość


Gość

Beatrice słuchała wszystkich tych zeznań z coraz bardziej zatroskaną miną. Ze ściśniętym sercem i gardłem wysłuchiwała kolejnych świadków. Najgorzej jednak poczuła się, gdy na mównicy stanęła panna Pines. Och, tak, jej nazwisko przewijało się tyle razy... Shane powiedział, że zwolnił ją, bo zachowywała się niewłaściwie.
Och.
Och, Boże.
Kłamała, czy nie? Jak to, Shane pobiłby tego człowieka? Pobił, zastraszał? Z emocji aż jej się zrobiło gorąco. Albo goręcej, bo już i tak była cała zgrzana. A gdy przyszło do tego, że uciął pannie Pines palec... Beatrice wciągnęła gwałtownie powietrze i przyłożyła dłoń do ust. Zrobiło jej się słabo.
A mnie zamknął w pokoju, by pani O’Dwyer o niczym się nie dowiedziała!
Mówili oboje, że była chora. Przecież ją odwiedziła. Przecież...
Nie wiedziała już, w co wierzyć, a w co nie. Na pewno nie chciała wierzyć, że jej mąż, ojciec jej dziecka, porządny obywatel, mógł dopuścić się takich czynów. Wiedziała, że był czasem porywczy i stanowczy, czasem aż zanadto, ale... są przecież jakieś granice.
Z tego wszystkiego zachciało jej się płakać, taki miała mętlik w głowie. Bała się spojrzeć po ludziach naokoło, bała się teraz ich spojrzeń.

Gość


Gość

Francesca siedziała oparta o krzesło, zastanawiając się co ma o tym wszystkim myśleć. Od zawsze, od czasu jak poznała O'Dwyera miała złe przeczucia co do jego osoby. Był tak mrocznym, niebezpiecznym człowiekiem. Nie wiedziała jaki był w stosunku do Beatrice, widocznie musiał ją czymś zainteresować. Ewentualnie okłamywać cały czas. Kłamstwo przeplata się na tej sali z prawdą.
W końcu odważyła się spojrzeć na kobietę. I chyba dobrze, że to zrobiła, bo w oczach pani O'Dwyer szkliły się łzy. Francesca poszła za instynktem. Wyciągnęła rękę i przykryła dłoń (czy dłonie, jeżeli miała splecione) Beatrice. Wiedziała jak to jest, gdy wszyscy są przeciwko tobie. Gdy całe miasto patrzy się na ciebie jakbyś sprzedała duszę diabłu. W sumie w wypadku Bei to przysłowie jest absurdalnie prawdziwe...
Ścisnęła jej dłoń. Nie była sama. Kobiety zawsze pokutowały za czyny mężczyzn. Frania się do nich nie zaliczała, ale... Wiedziała doskonale jak druga kobieta cierpi. Trzymała rękę Bei zapewne do czasu, gdy ta nie wykonała żadnego ruchu, czy czegoś nie powiedziała.

Gość


Gość

Giselle chwyciła się za serce - być tak poświęconym swojemu przyjacielowi! Złota dusza, złota du...
- Skąd pan zna panią Burne... Panią McLagen, miałam na myśli? - Zapytała łagodnie towarzysza przez ułamek sekundy mordując Francescę za ten uśmiech. Podła... Była mistrzynią wyłapywania słówek, informacji, gestów, spojrzeń - nie umknęło jejt o wymienione między Francescą a Winfredem.
Jej wzrok padł na chwilę na Oscara, wpatrzonego wręcz w sylwetkę panny Pines. Prawie fuknęła widząc takie profanacje uczucia - jednak uczucia, które na pewno nie było miłością!

Gość


Gość

Liliane jakoś tak automatycznie zacisnęła palce na ramieniu Kevina, słuchając kolejnych zeznań. Chryste Panie, to jakaś makabra! Jeremy by na coś takiego nie pozwolił!
Zauważyła Franię i posłała jej uśmiech, a potem zdała sobie sprawę, z tego...jak to wgląda! Och, co też Frania mogła pomyśleć !

Gość


Gość

Beatrice spojrzała na dłoń, którą wyciągnęła do niej Francesca i po chwili wahania nakryła ją drugą. Zamrugała kilka razy, chcąc pozbyć się łez z oczu. Kilka spadło na sukienkę i wsiąkło w materiał. Była w szoku, w permanentnym szoku po tym, co usłyszała z ust panny Pines i po tym, co zobaczyła.
A na domiar złego dziecko ją kopnęło, aż cała zadrżała.
- To nie może być prawda - wymamrotała.
I znów kopnięcie. Skrzywiła się.

Gość


Gość

Emma aż się zachłysnęła powietrzem, słysząc zeznania panny Pines na temat pana O'Dwyera, a następnie posłała spojrzenie Beatrice.

Gość


Gość

A cóż to, młodzieniec zeznający w tej sprawie, broniący jednego z oszustów (Babka była święcie przekonana, że wszyscy oskarżeni powinni pójść do więzienia) przysiadł się do nich? Posłała mu karcące spojrzenie, za zadawanie się z panią McLagen. Może, nieszczęśnik, nie wiedział, że to parchata, puszczalska dziwka zdradzająca męża z kim popadnie? Ha, Wiadro słyszała plotki, na temat jej okaleczonego dziecka. Bóg pokarał tę lafiryndę! W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Przenajświętsza Panienko, na pewno wpisałaś tę ladacznicę na listę ludzi, skazanych na piekło!
Babce aż drgnęła ręka, jakby chciała zamachnąć się torebką.
A kiedy usłyszała o O'Dwyerze... posłała Bei spojrzenie pełne oburzenia, które przechodziło same siebie, stawało obok, fikało koziołka rozdwajało się i ciskało we wszystkich gromem. Z kim ta ruda kobieta mieszka! Toż to skandal! Boże, Maryjo, święty Józefie! Miała ochotę zmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego. Jeszcze trochę, i Babie puszczą nerwy.

Gość


Gość

Ścisnęła Betrice za rękę. Nie miała pojęcia co jej powiedzieć. Co powiedzieć kobiecie, która wyszła za potwora i nosi pod sercem jego dziecko? Nie myślała o niej źle, nie o to chodzi... To nie była wina Bei przecież! To Shane był palantem. Któż mógłby się tego domyślać?!
-Chce pani wyjść z sali?-skupiła na niej całą swoją uwagę, praktycznie przesuwając się tak, aby być bardziej przodem. Kobiety w ciąży nie powinny się tak denerwować.

Gość


Gość

Uniósłszy oczy, Beatrice napotkała spojrzenie babki Wiadro. Aż znów ją ścisnęło w łonie. Biedna ona, biedne jej dziecko! Na jaki ona okropny świat miała wydać tę kruszynkę!
Pokręciła głową.
- Nie, nie - odparła szeptem.
Musiała zostać, musiała usłyszeć wszystko do końca. Musiała się upewnić, co mówią o jej mężu. I mieć nadzieję, że to wszystko parszywe kłamstwa. Aż ją skurcz złapał z tych nerwów. Minął po pewnym czasie, a Beatrice odetchnęła ciężko i wbiła wzrok w pana Smitha, który teraz zeznawał.

Gość


Gość

Skupił się na słuchaniu toku rozprawy. Panna Pines opowiadała publicznie o swoim okaleczeniu. Zaledwie kilka dni wcześniej z trudem wymawiała nazwisko pana O'Dwyera, musiał to być dla niej niemały wysiłek, aby przyznać się do tego wszystkiego. Nachylił się w stronę Gigi nie opuszczając dłoni.
- Pani McLagen również zalicza się do grona bliskich memu sercu przyjaciół. - wyszeptał konspiracyjnie z lekkim rozbawieniem w głosie. Ile w tym prawdy! A ile niebezpieczeństwa? Zagrożenie życia stało się mniej ważne w jednym momencie. Zerknął znów dyskretnie na Francescę, ale chwilę później odwrócił wzrok zastanawiając się nad rozprawą. Dobra, wcale nie myślał o rozprawie, powiedzmy sobie szczerze.

Gość


Gość

Jako świadek został przywołany tfu, tfu, Titus Smith, przywódca armii zła. Giselle unikała nawet patrzenia na niego, w obawie, że jego wina wypali jej oczy. Gdyby to od niej zależało, to Smith już dawno byłby skazany! Najcięższe kary! Musiałby... Musiałby... Na przykład ciągnąć wozy zamiast wołu! Tak, tak, to by go nauczyło! Wyuczyła w sobie umiejętność podzielności uwagi, jednak szarpało nią tyle różnych emocji, że nie mgoła zdecydować, czy jest zła, zawiedziona, smutna, czy pewna siebie. Dlatego, gdy właśnie karciła wzrokiem Beatrice, która na pewno nosiła bękarta innego gangstera lub pomiot szatana O'Dwyera (co było gorsze?), a Winfred wypowiedział słowa o Francesce, gdy ona przed oczami widziała pannę Pines oplatającą Oscara jak wąż, zjadającą go jak modliszka, nie wytrzymała. Wyprostowała się jak struna i spojrzeniem sarny - lecz złej sarny, takiej, która wbiega pod koła samochodu - wypowiedziała cichutko słowa tak mocno, jak chyba jeszcze nigdy w swoim życiu.
- Pani McLagen jest najsłodszym ośrodkiem gnijącego od rozpusty, zwodniczego zła, który kiedykolwiek poznałam.
Gigi była plotkarą straszną ale nie dowiedziała się o konflikcie na linii Carswell-Burnett przez usychanie miłością do Oscara. Gdyby wiedziała i o tym, może dodałaby jeszcze parę słów. W momencie wielkiego wzburzenia i rozognienia emocjami, potrzebowała wsparcia. Sięgnęła nad nogami Wnfreda do dłoni Emmy i ścisnęła ją mocno. O ile można było tak nazwać uściśnięcie jej kruszynkowatej rączki. Czuła, że zaraz emocje pochłoną ją żywce, spalą do popiołów, usuną z ziemskiego łez padołu.

Gość


Gość

Można powiedzieć, że go zatkało. Nie sprawa, nie zeznania świadków, nie oskarżenia, lecz słowa z ust niewinnie wyglądającej osóbki. Co prawda we wzroku miała jakiś obłęd godny miana czarciego, taki co nawiedza w nocy kiedy ostatnimi sił wybudzimy się ze strasznego snu. Czy on sam nie był taki? Przysunął się do przodu blokując panience Gilmore dostęp do Emmy, dłoń dotknęła jej dłoni jakby się witał i przesunął ją grzecznie na oparcie krzesła odsuwając się na siedzeniu.
- Tyle w pani nienawiści. Obraża pani moich przyjaciół. - pokręcił głową z dezaprobatą. Bo czy nie krytykowała też pośrednio Oscara. Tym razem odwrócił się również na krótką chwilę do Emmy, nie zaś pani McLagen. Okłamywał sam siebie? Nie, nie...

Gość


Gość

-W razie czego, proszę mówić.-powiedziała cicho. Zerknęła jeszcze raz kontrolnie na Beatrice i usiadła już prosto. Zerknęła na Smitha, który zaczął gadać. Smitha, którego to zna tylko z tego powodu, że wysłał jej pieniądze od Belasco. 
Najbardziej zdziwiona była tym, że w to wszystko był wplątany pan Canizas. Zawsze uważała go za porządnego, uczciwego człowieka, który ratuje życia ich młodszym braci, a tutaj okazuje się, że machlojki jakieś za plecami połowy miasteczka robi.
Zerknęła w bok i dopiero teraz dostrzegła spojrzenie Liliane. Uśmiechnęła się do niej leciutko. Przez krótki moment przemknęło jej przez głowę, że jeżeli Jeremy by nie wrócił, nie daj Boże, to Kevin na pewno by się nią zaopiekował. I nie wiedziała czy bardziej ją to irytuje czy cieszy. Miała dziwne wrażenie, że bardziej to drugie.

dr Artur Promnitz

dr Artur Promnitz

Zszedł z mównicy z mieszaniną dumy i złości. W dodatku czuł, że ta cała kara porządkowa to tylko ukoronowanie jego inteligencji i błyskotliwości. Niestety, mina mu zrzedła, gdy tylko zobaczył swoją żonę.
Nie bał się prokuratora, sędziego, nie bał się wiezienia. Bał się gniewu Adelaide.
Usiadł obok żony, nie spoglądając na nią - wyprostował się tylko i wgapiał w mównicę, przy któej stawali kolejni świadkowie. 
- Adziu, dasz mi dwieście dolarów? - szepnął w końcu.

Gość


Gość

Och, Promnitz bał się jej gniewu? Sądziłam, że łączy z nim zgoła inne odczucia. Nic tak wszak nie podnosiło temperatury w ich związku, jak porządna kłótnia (i rzucanie wazonami, ale to na szczęście było jednorazowe. Wiadomo, że to Ada musiałaby potem wyłożyć pieniądze na nowe, bo Promnitz na takie wydatki się nie kwapił.)
Adelaide z zaciętą miną wpatrywała się w pana Smitha, słuchając jego wypocin. Boże, co się działo w tym mieście! Skandal na skandalu. Najbardziej jednak była zaszokowana oskarżeniami wymierzonymi w pana O'Dwyera i zaraz pomyślała, jakim błędem było zapraszanie tych ludzi do własnego domu.
Jak uslyszała szept męża, zacisnęła mocniej usta. Zeby nie zauważył, że znów ma ochotę się śmiać. On był nie-moż-li-wy.
- Arturze, a co mi dasz w zamian? - zapytała w końcu, po czym nachyliła się i dodała tuż przy jego uchu: - Może coś na rosnący apetyt?
Zaraz się wyprostowała i zrobiła kolejną zaciętą minę.

Gość


Gość

- Ma pani świętą rację, panienko Gilmore- odezwała się Babka, która dobrze wiedziała o zdradach Franceski z Carswellem. Kto w końcu zobaczył panią, jeszcze wtedy, Burnett wychodzącą z domu tego moczymordy i dziwkarza (ha, w jednej chwili ostatnie słowo nabrało nowego znaczenia!)? Emma, oczywiście, która szybko podzieliła się swoim szokującym odkryciem z innymi. Ciekawe, może bąkart McLagen należał do Carswella? Burnett był zbyt porządny na spłodzenie dziwadła.
Mało tego, Baba dobrze widziała swoimi bystrymi, nienawistnymi oczami, jak Gigi próbowała chwycić Emmę za rękę.
- Proszę jej nie obłapywać, na Boga! - zmarszczyła brwi.

dr Artur Promnitz

dr Artur Promnitz

- Ado, opamiętaj się, nie zdejmę tu spodni. - Oburzył się i pokręcił głową z dezaprobatą.
Ada czasami nie wiedziała jak się zachować!

Gość


Gość

Po chwili wzburzenia udało jej się opanować. Boże, użyła podniesionego szeptu na kawalerze, któego do tego nie znała. Gdzie jej maniery?
Jakaż zdziwiona była, kiedy zamiast natrafić na równie drobną, jednak o trochę twardszej skórze dłoń, chwyciła jakąś większą i cieplejszą. Drgnęła i spojrzała na rękę pana Manna i szybko ją zabrała i przytaknęła babce. Właśnie niech on jej nie obłapuje!
- Nie wiem jak długo na pan panią McLagen. Ani jak dobrze i nic mi do tego - dodała szybko drugi człon zdania spokojnym szeptem, chociaż ani ona ani Winfred nie wykazali się znajomością savoir-vivre'u w ostatniej minucie. - Mówię z własnego doświadczenia. I może powinien pan to potraktować jak przestrogę - powiedziała i spojrzała mu w oczy. Chciała zrobić to gniewnie, jednak panienki nie patrzą gniewnie na kawalerów. Zdecydowała się więc na mieszankę zranienia, reminiscencji i troski. Idealnie. A obrażać Oscara? W życiu! Prędzej język by sobie ucięła, niż powiedziała na niego złe słowo!
- Och! - Cała jej uwaga znów się skupiła na sądzie. Chwilę tylko patrzyła na pannę Pines, po czym przeniosła wzrok na Oscara. Oczy jej się szkliły i bała się usłyszeć odpowiedzi. Uniosła nawet delikatnie dłoń, jakby chciała mężczyznę zawołać, pomachać do niego, jednak w pół drogi dłoń się zatrzymała, a ona sama stłumiła w sobie chęć ponownego płaczu. Już dość się wygłupiła w miejscu publicznym!

Gość


Gość

Michael złożył swoje zeznania zaraz po szeryfie Burnettcie, a potem przeszedł na widownię. Kolejne zeznania świadków napawały go mieszaniną trwogi i rosnącej euforii-szczególnie wyznanie panny Pines o odciętym palcu (ciekawe, jak na to zareaguje pan Darcy, który o wszystko co złe podejrzewał Osca...och, pan Darcy wyszedł!) - a po zeznaniach O'Dwyera miał ochotę zrobić "yesyesyes!" z radości! Wreszcie Old Whiskey dowiedziało się o ciemnej stronie Obywatela Shane'a!
Michael pomyślał sobie z satysfakcją, że los jest dziwnie sprawiedliwy-najpierw pozbawił Fionę Darrena, a następnie Shane'a dobrego imienia. Jak widać, łamanie serc jest ZŁE. 
Gdy początkowa ekscytacja minęła, poczuł iskierkę jakiejś nostalgii-Shane był kiedyś jego najlepszym przyjacielem, idolem z młodości i w ogóle...
Kłamstwa, wszystko to kłamstwa, pewnie zadawał się ze mną bo mam bogatych rodziców pomyślał sobie gniewnie, ale przecież coś mu mówiło, że dawno temu ich przyjaźń była szczera...

Gość


Gość

Poppy Pines ponownie usiadła na widowni, lecz gdzieś z tyłu, jakby wstydząc się siadać w pierwszym rzędzie. Ukryła twarz w dłoniach i mokrej, zasmarkanej już chusteczce. 
Miała ochotę stąd uciec, ale z drugiej strony nawet tak wielki wstyd nie mógł sprawić, ze zostawi Oscara samego na sali. 
Gdy dosłyszała zeznania O'Dwyera... poczuła, że może jednak jest sprawiedliwość na tym świecie!..

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 2 z 4]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach