Giselle oczywiście płakała i przez pomówienia o romansie Oscara z Poppy. Do tego zaciskała zęby tak mocno, że bała się, że zaraz pękną jej wszystkie zęby. Kiedy Pines pojawiła się na sali, Gigi prawie zabiła ją wzrokiem, który przypominał teraz spojrzenie bazyliszka. Podła, podła, podła... I ona była jej przyjaciółką! Ha, przez nią prawie zginęła! Pięści Giselle zaciskały się mimowolnie. Helena Pines zesłała na jej życie mnóstwa zła i nieszczęścia, odkąd tylko się w nim pojawiła, a Gigi, chcąc wierzyć tylko w najlepsze, nie dopuszczała do siebie myśli o grzechu zakorzenionym głęboko w tej ciemnookiej kobiecie. To… to pan O’Dwyer pobił i zastraszył pana Wrighta. Ten sam pan O’Dwyer dla którego pracowałam. Nie dziwota!
Giselle, która nie miała nerwów na takie rzeczy, teraz słuchała tego z satysfakcją. Niech jej Bóg wybaczy te myśli...! Oddychała ciężko myśląc o tym, jak bardzo cierpiała panna Pines. Tym bardziej skupiłą się na tej myśli, gdy Poppy zdradziła, że uciekła do Oscara do hotelu - a to oznaczało jedno. Uciekła do niego sprzedać mu swe ciało w nierządzie, pojechała go kusić! Pewno nie wyjechali do San Francisco, by uciec przed O'Dwyerem! Pod San Francisco musiał znajdować się klasztor, klasztor w którym Oscar chciał wyplenić zło z panny Pines! Tylko czy szatan odszedł już z tego wątłego ciała, czy trzymał je mocno w szponach?
- Dzień dobry, panie Mann - powiedziała cichutko, kiwając głową. - Z pana to złoty człowiek. Pan Wright nie zasłużył na takie traktowanie. Działają panowie w słusznej sprawie - powiedziała lekko nachylając się przez Emmę do Winfreda. Wtedy też, tak wychylona, zauważyła rozwódkę McLagen. Zasznurowała usta i posłała jej najbardziej opanowane i zimne spojrzenie, którego wyuczyła się na etykiecie. Takim spojrzeniem gromiło się źle zachowujących się kawalerów na przyjęciu, takich któzy rozpinali górne guziki koszul i luzowali krawaty.
Giselle, która nie miała nerwów na takie rzeczy, teraz słuchała tego z satysfakcją. Niech jej Bóg wybaczy te myśli...! Oddychała ciężko myśląc o tym, jak bardzo cierpiała panna Pines. Tym bardziej skupiłą się na tej myśli, gdy Poppy zdradziła, że uciekła do Oscara do hotelu - a to oznaczało jedno. Uciekła do niego sprzedać mu swe ciało w nierządzie, pojechała go kusić! Pewno nie wyjechali do San Francisco, by uciec przed O'Dwyerem! Pod San Francisco musiał znajdować się klasztor, klasztor w którym Oscar chciał wyplenić zło z panny Pines! Tylko czy szatan odszedł już z tego wątłego ciała, czy trzymał je mocno w szponach?
- Dzień dobry, panie Mann - powiedziała cichutko, kiwając głową. - Z pana to złoty człowiek. Pan Wright nie zasłużył na takie traktowanie. Działają panowie w słusznej sprawie - powiedziała lekko nachylając się przez Emmę do Winfreda. Wtedy też, tak wychylona, zauważyła rozwódkę McLagen. Zasznurowała usta i posłała jej najbardziej opanowane i zimne spojrzenie, którego wyuczyła się na etykiecie. Takim spojrzeniem gromiło się źle zachowujących się kawalerów na przyjęciu, takich któzy rozpinali górne guziki koszul i luzowali krawaty.