Old Whiskey
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Forum RPG


You are not connected. Please login or register

Salka przy kościele - MIEJSCE DLA PUBLICZNOŚCI

2 posters

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

Go down  Wiadomość [Strona 4 z 4]

Mistrz Gry

Mistrz Gry

PIERWSZY WYROK W SPRAWIE DEFRAUDACJI PUBLICZNYCH PIENIĘDZY

Na salę wkroczyła ława, Wysoki Sąd oraz wprowadzono oskarżonego Oscara Wrighta, w sprawie którego za chwilę ogłoszony zostanie wyrok. 
Wyrok ogłosi Hubert Pankhurst.


PUBLICZNOŚĆ MOŻE ZASIADAĆ W ŁAWACH.

http://oldwhiskey.my-rpg.com

Gość


Gość

<- Piekarnia

Liliane z Roisin na rękach i Poppy u boku, dotarły na salę rozpraw. Obie były chyba tak samo przejęte. W końcu nie mogli skazać pana Wrighta, prawda? Nie mogli!
Usiadły obok siebie i Liliane automatycznie ścisnęła jej dłoń ( tą z kompletem palców)
- Będzie dobrze. Panienka zobaczy ! - wyszeptała z przejęciem

Gość


Gość

Kościół ---->

Roisin wróciła na salę z Natalie pod ramię (a przynajmniej tak mi się wydaje) i zajęła miejsce obok Lily. Przywitała się z małą Roisin i posłała Poppy i Lilane pokrzepiający uśmiech, który wyglądał dość komicznie w połączeniu z czerwonym nosem i podpuchniętymi oczami.

Gość


Gość

Gdy usłyszała wyrok nagle jej zadzwoniło w uszach. Głośno, jakby ktoś tuż przy jej głowie bił w dzwon.
- O boże... - Powiedziała i zakryła dłońmi usta. - Boże!
Zaśmiała się przez łzy i osunęła się nieco na ławie. Pisnęła po chwili, nie wiedząc czy ma wstać, biec, siedzieć, wyjść?
Co teraz?
Może iść do domu?
- Boże... naprawdę?1 - Zapytała spoglądając to na Lily, to na Roisin.
Powachlowała się dłonią, zamroczyło ją straszliwie... chyba obecność Liliane sprawiła, ze zaraziła się od niej mdleniem.

Gość


Gość

Liliane wpierw pisnęła z uciechy i zaklaskała, a potem pisnęła przeraźliwe bo Poppy omdlała. Podała Roisin Roisin (HAHA) i zaczęła ją klepać po twarzy.
- Panienko Pines! Panienko! - wachlowała ją i klepała po policzku na zmianę - Och, proszę nie mdleć, ja nie wiem jak się budzi mdlejących! - biadoliła
W końcu z reguły to ona mdlała.

Gość


Gość

W końcu się ocknęła. Wciąż jednak przed oczami miała zamazane obrazy a w uszach jej dzwoniło.
- Co? - Zapytała inteligentnie, podnosząc się lekko. - Co się stało, na boga?..
Pokręciła głową, lecz był to błąd, bo za chwilę ją zemdliło z tego wszystkiego.

Gość


Gość

Liliane odetchneła z ulgą i pomogła jej usiąść.
- Pan Wright został uniewinniony. Oddalone wszystkie zarzuty! Może wracać do domu! - pisnęła z radością w głosie - Tylko musi zapłacić karę porządkową, za niepoinformowanie o tym, a panienka dostanie 500$ odszkodowania za ten biedny palec - powachlowała ją znowu dłonią. - Lepiej już panience ?

Gość


Gość

Natalie wróciła razem z Roisin, siadając obok niej. Również przywitała się z Liliane i jej małą córeczką, a potem w milczeniu słuchała wyroku, dotyczącego Wrighta. Cóż, przynajmniej jeden wyjdzie z tego dobrze, ale skoro był niewinny, to należało mu się. I jeszcze odszkodowanie dla panny Pines, to też jej się należało.
Próbowała oddychać, ale bała się. Kiedy to się skończy? Co stanie się z jej ojcem? Co z nią i jej matką?
Kiedy panna Pines zemdlała, nie ruszyła jej na pomoc, sama była zbyt słaba. 
- Może niech panienka wyjdzie na powietrze, to powinno pomóc - zasugerowała.
W końcu sama niedawno zemdlała.

Gość


Gość

- Och, to mi się to nie śniło? - Zapytała i potarła czoło. - Boże, boże! 
Zaśmiała się i wstała, przytrzymując się ramienia Liliane.
- Musze iść! - Odparła. - Dziękuję, dziękuję pani! Pani Fassbender, tak bardzo dziękuję! - Dziękowała kobiecie, jakby to ona wydawała wyrok a nie ława.
Usłyszała Natalie. Zwróciła się ku niej i chciała ją tak bardzo przeprosić za dzień w którym na nią nakrzyczała, ale... nie umiała.
Nie umiała, a tak bardzo chciała!
- Ja... tak, to dobry pomysł!
Powiedziała i zaczęła przeciskać się między ławami, by jak najszybciej wyjść z salki. 

/zt

Gość


Gość

lazaret ---->

Francesca wróciła na salę akurat, gdy ogłaszano wyrok na burmistrza. Rozejrzała się wzrokiem z Winfredem, lecz go tu nie było. Zgubił się po drodze, czy co? Nie zamierzała jednak go szukać. Obiecała Beatrice, że wysłucha wyroku. 
Spytała się jakiemuś mężczyźnie siedzącemu przed nią czy wyrok na Wrighta już był. Okazało się, że został uniewinniony. Pokiwała głową i oparła się znów o krzesło. Bardzo dobrze. Jedna dobra wiadomość. Hawton do więzienia. I dobrze! Naważył sobie piwa, kombinował i kradł to niech ma!
Teraz przyszło jej czekać.

Gość


Gość

<--- Saloon

Jak to się człowiek czasem może zgubić! I trafić na drugiego, dobrego brata, coby mu pomógł w swej niedoli. Przez chwilę zajął myśli, wypił. Jerry będzie zaraz zajęty czym innym, bynajmniej nie są to myśli. W niedoli dopomoże. Kościół można było znaleźć w stosunkowo łatwy sposób. Duże, specyficzne. Miejsce kultu, chociaż żadna aureolka się nadeń nie rozpościera. Minął wejście do świątyni, podszedł do drzwi salki, w której odbywał się sąd. Wszedł do środka przez uchylone drzwi i rozejrzał się po sali. Nie było tak dużo ludzi jak poprzednio. Szybko zlokalizował Francescę. Podszedł do niej cicho i usiadł obok. Nachylił się do jej ucha.
- Jak się czujesz? - pierwsze pytanie. Nie chciał wiedzieć nawet co z Oscarem. Słyszał już jakieś szepty, że pan Wright został ułaskawiony.

Gość


Gość

Francesca siedziała ze skrzyżowanymi rękoma, wpatrując się w sąd, gdy ten ogłaszał wyrok na Hawtona, a później nawet się nie ruszyła, gdy ława znowu zaczęła prowadzić obrady. Shane'a skarzą pewnie ostatniego. Westchnęła wywracając oczami. Była wściekła na tego mężczyznę. Jak można być tak okrutnym? Jak można znęcać się nad ludźmi? Swoją drogą dobrze, że nie wiedziała, że to Belasco kazał odciąć pannie Lockwood język, bo nie zachowałaby po niej tak dobrej pamięci. A tak na zawsze będzie jej się widział jako ojciec, który obraca swoją córkę w tańcu na przepięknym balu. I gdzieś tam głęboko wierzyła w to, że ją kochał. I pokochał Klarę. Może mała kiedyś odwiedzi grób swojego dziadka. 
Spojrzała się w bok, widząc, że w rząd krzeseł, w którym siedziała wszedł Winfred. Popatrzyła się na niego mętnym wzrokiem. Słysząc pytanie westchnęła i pokręciła głową.
-Jak ja mam się czuć... Kolejne dziecko zmarło w tym przeklętym mieście...-zacisnęła usta i wręcz zezłoszczonym wzrokiem patrzyła się na krzesło przed sobą. Miała ochotę krzyczeć, wejść do kościoła i rzucać wazonami, żeby jej odpowiedział dlaczego zabiera niewinne istotki.

Gość


Gość

W takiej sytuacji za nic w świecie nie chciał się znaleźć. Słowa sądu puszczał mimo uszu chłonąc obraz pani McLagen. Zerknął przed siebie poprawiając się na swoim krześle. Nic nie jest sprawiedliwe. To nie była ich wina. Przede wszystkim, to dziecko powinno żyć. Nieważne kto je rodził, ani kto był ojcem. Kogo i co winić za to wszystko? Wznosić głowy do nieba i błagać o wybaczenie? Nie. Westchnął tracąc już resztki sił do tej sprawy.
- Nie ma sprawiedliwości na tym pieprzonym świecie. - szepnął nachyliwszy się jeszcze raz. - Wright ułaskawiony, Hawton winny. Baskerville... Nie obchodzi mnie on. Musimy tu siedzieć?
Wielkim nieporozumieniem byłoby stwierdzenie, że Winfred rezon stracił. Przeciwnie, alkohol chyba dodał mu pewności siebie pozbawiwszy się konwenansów.

Gość


Gość

Odwróciła głowę w jego stronę i poczuła alkohol. Była żona kowboja zawsze wyczuje whiskey, które stało w każdym pokoju ich domu, salonie, gabinecie, kuchni. Nie żeby Kevin był alkoholikiem, ale naturalną koleją rzeczy była whisky wieczorem, wypita wspólnie przed kominkiem.
Otrząsnęła się ze wspomnień. Nie zamierzała upominać Winfreda. Przecież jest dorosłym mężczyzną, który ma pełne prawo napić się whisky o dowolnej porze dnia. 
-Obiecałam Beatrice, że poczekam do wyroku O'Dwyera.-odszepnęła-Jak chcesz to może wyjść na razie.-w sumie sama poczuła nagłą ochotę do zapalenia. I w przeciwieństwie do Winfreda w jej torebce gdzieś tam przewracała się papierośnica. Pozostałość po Chrisie - papierosy.

Gość


Gość

Przecież się nie opił. Miarkował alkohol i wiedział na co go stać, kiedy przestać. Zdarzało się, że wypił za dużo, ale tylko sporadycznie. Znajomość z panem Algrenem musiała zostać przypieczętowana odrobiną whiskey. Mann rozejrzał się dyskretnie po ludziach. Zauważył swoje poprzednie strategiczne miejsce. Święta trójca zniknęła, ale gdzieś w oddali wydawało mu się, że widzi perukę tej pani z torebką. 
- Wygląda na to, że z ostatnim wyrokiem jeszcze trochę poczekamy. - szepnął po raz ostatni dając McLagen tym samym wybór. Idzie lub zostaje.

z/t

Gość


Gość

dzikie harce w lesie --->

Francesca chyba ze trzy razy prosiła Winfreda, aby sprawdził czy na pewno nie ma we włosach suchych liści. Chyba by się zapadła pod ziemię, gdyby babka Wiadro zaczęła wrzeszczeć na pół sali, że przed chwilą nierząd uprawiała. Chociaż może i Franka naplułaby jej w twarz? Kto wie!
Poprawiła jeszcze raz sukienkę i zajęli miejsca gdzieś z tyłu. Nie czekali długo, bo po kilku minutach ogłoszono wyrok. Więzienie stanowe. Szkoda, że nie od razu powieszenie, zasługiwał na to. A Beatrice po kilku miesiącach rozpaczy mogłaby w końcu szczęśliwie żyć. Bez potwora pod swoim dachem.
Po chwili zapadł też wyrok w sprawie Baskervilla. Tego to by w życiu nie podejrzewała. Taki ułożony, elegancki, kulturalny mężczyzna, a jakieś machlojki odwala. Może i uniewinniony, ale bez powodu nie znalazł się w tej aferze, co nie?
-Wracamy na obiad do hotelu?-zapytała Winfreda, obracając się w końcu w jego stronę.

Gość


Gość

Winfred chyba za każdym razem uśmiechał się głupkowato i sprawdzał na marne włosy, w których żaden liść nie majaczył. Na szczęście nieświadomy był mocy z jaką Babka Wiadro potrafiła perswadować młodym ludziom prawdy moralne i etyczne. Usiadł na krześle obok Francescy, poprawił rozpiętą teraz marynarkę i rozglądnął się po zgromadzeniu. Przez cały ten czas siedział wspierając głowę na ręce. Skupił się na słowach sędziego, ale obecność McLagen obok skutecznie mu w tym przeszkadzała. Sporo ludzi przechodziło już do wyjścia, coraz mniej zostało na sali.
- Madame? - Wstał i on, wyciągając dłoń w stronę królewny.

z/t?

Gość


Gość

Ujęła jego dłoń, lekko dygając, gdy wstała. Dama z salonów na prowincjonalnej wsi. Pięknie.
Wzięła go pod ramię, wychodząc z sali i najprawdopodobniej udali się do hotelu. Francesca zdążyła stęsknić się za Klarą.

/zt

Gość


Gość

Takie dramaty na tej rozprawie. Danielle siedział i wszystko chłonęła, a kiedy biedna pani O'Dwyer zaczęła rodzić instynktownie położyła dłoń na swoim brzuchu, odwiecznym gestem wszystkich mam. W końcu rozprawa się skończyła i mogła wrócić do domu.
zt

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 4 z 4]

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach