WYŚCIG ROWEROWY - ETAP PIERWSZY

31+4*5=51

THEME

Zasiadł na rowerze, który dostał nie wiadomo od kogo, nie wiadomo kiedy. Pewnie myśleli, ze go zarąbał! Ale Ed nie jest takim człowiekiem. To porządny, czarnoskóry mężczyzna, któremu został doświadczony przez los. Ukradli mu Bubusia! Może zapisał się na wyścig, aby odegnać tragiczne myśli? Miał nadzieję, że drogę przetnie mu urocza, różowiutka świnka ze swoim słodkim kwik kwik! w najpewniej delirycznym uśmiechu pod ryjkiem?
- Ej, jak wygram to dadzą mi rower? - zapytał jakiegoś kelnera, ale ten jakoś dziwnie się na niego spojrzał, niby to kiwnął, niby to pokręcił głową i się zburaczył. Tak naprawdę pan Campbell chciał mieć na oku swojego syna. Kiwnął na niego głową z uśmiechem.
Wystartowali!
Czarny pocisk! Strzała Old Whiskey! Ileż żelastwa! Trochę się przeraził, ale postanowił pomachać trochę swoim kształtnym tyłkiem. Klął pod nosem i w myślach, kiedy posadził cztery litery na siedzonku. Wżynało mu się w dupę cholera jasna! Nie był z tych, którym się podobało bawienie się w budowanie czarnego rurociągu jamajskiego. Ach to pedałowanie!

5!

Ed utrzymywał się na przedzie! Aż dziwne skoro to taki tłusty i duży Ed jest! Z brzuchem, który ledwo, ledwo mieści się przy kierownicy. Ale pedałował hardo. Pędził i chuchał, raz po raz biorąc oddech. Nagle, ach nagle! Cóż to? Kamienie! Nie, nie, nie! Alter ego pana Eda się rozpłakało. Wjechał na kamienie obijając sobie pupcię o siodełko. W dalszym ciągu był na przedzie, ale jeśli Jacob się wysili to minie tatusia.

51+5=56

Ed pedałował co sił w nogach. Starał się omijać kamyczki, bo wiedział jak to się skończy. Jeśli syn był nadal za nim, pewnie będzie się starał zrobić mu miejsce, ale tak żeby to wyglądało na jego faktyczną wgraną! Jeśli nie, nasz papa pędzi co sił w raciczkach! Wziuuum!