Życzliwość oraz uprzejmość, jaką mu okazywała jedynie podsycała jego myśli, których nie potrafił się w żaden sposób pozbyć. I chociaż nie znał jej zbyt długo, dostrzegał w jej osobie te cechy, o których nigdy nie mógłby zapomnieć – dobroć, siłę przetrwania, ale równoczesną delikatność i kobiecość. Nie wiedział w jaki sposób dawała sobie radę jako samotna kobieta w ciąży, ponieważ wciąż myślał, iż miała wówczas przy sobie wsparcie w postaci ukochanego mężczyzny. Łatwiej mu było wybrać takie właśnie rozwiązanie, ponieważ reszta domysłów była niekompletna albo uwłaszczająca godności Amaranty. Podziwiał ją za przyjazd do Old Whiskey i opiekę nad małą córeczką, równocześnie podejmując pracę na plebani. Mały John nie należał do ciekawskich osób, ale podczas sprzątania w domu pastora, można było usłyszeć taką właśnie informację. Może i nie był zbyt inteligentny, ale niektóre rzeczy potrafił ze sobą powiązać!
- Nie szkodzi. Przepraszam, że przeszkadzam w takim razie. Gdyby mógł w czymś pomóc, powiedz śmiało. – Odpowiedział na stwierdzenie o nieporządku, który tak właściwie uświadamiał gościowi o energicznym życiu, jakie właśnie postanowiło zamieszać w tym skromnie wykończonym mieszkaniu. Mały John wszedł do środka kiedy tylko Amaranta odsunęła się na stosowną odległość, aby mógł zrobić kilka kroków do przodu. Zdziwienie wymalowane na jej twarzy jedynie podkreślało, że nie spodziewała się takiego prezentu i mężczyzna bądź co bądź, był z siebie zadowolony.
Spojrzał tym razem na dziewczynkę, której błyszczały oczka na samą myśl o czekoladce. Uśmiechnął się w stronę Remedios, nie będąc do końca przekonanym w jaki sposób mógłby się przywitać z małą i nie przestraszyć jej swoją posturą czy mimiką. To, że zgodziła się potańczyć na jego ramionach wcale nie oznaczało, że teraz pamiętała jego twarz i byłaby chętna do wyciagnięcia rączki w stronę wielkoluda. Postanowił więc usiąść na krześle, które wskazała mu Amaranta i wyciągnął z kieszeni kolejny pakunek, tym razem szarawy i dość spory. Mały John nie wyciągał ani też nie liczył pieniędzy otrzymanych od szeryfa, ponieważ wierzył mu na słowo. To nie tak, że nie potrafił liczyć! Znał podstawowe nominały, aby nikt go czasem nie oszukał, ot co!
- Tak, poproszę. – Przytaknął kobiecie, która już wstawiała wodę i planowała zaparzyć herbatę. Mały John spojrzał ponownie na Remedios, która z chęcią zajęłaby się ponownie rysowaniem gdyby nie czekoladka.
Ciemnoskóry mężczyzna zacisnął nieznacznie palce na pakunku, po czym położył go na stoliku, aby Amaranta go zobaczyła. Zanim jednak przeszedł bezpośrednio do sprawy, z jaką tutaj przyszedł, postanowił z nią porozmawiać bardziej swobodnie. Podpytać jak się odnajduje w nowym miejscu i czy udało jej się poznać kogoś ciekawego.
- Widzę, że niedługo dom będzie udekorowany odpowiednio. Dobrze się tutaj czujecie? – Zapytał z uprzejmym zainteresowaniem.