Tak, wreszcie, otwarte drzwi do bogactwa! Jak cudownie czasami pomyśleć logicznie, prawda? I udawać, ze jest się nazbyt porywczym, by nie wpaść na pomysł z dwójką strzelców w banku. Kto by pomyślał, Sam umie planować! Nawet gdy robi hałas i szum!
Gdy tylko drzwi zostały otwarte, a przerażeni klienci zaczęli wybiegać, Sam wraz ze swoja świtą wpadli do budynku. Czas wreszcie wykorzystać ten wspaniały wynalazek jakim jest dynamit i rozsadzić ten cudowny sejf. Stawiając swoistą ochronę przed bankiem, Sam wraz z kompanem, który znał się na ładunkach wybuchowych, zaczął majstrować coś przy zamku.
- Dobra, spieprzać stąd! - rzucił głośno Sam, odbiegając od sejfu najdalej jak się da.
Bandyci wybiegli z budynku i chowali się na ganku pod oknami. Rozległ się wielki huk, który mógł oznaczać tylko jedno.
Gdy młody Whittmore wraz z kompanami znowu wszedł do banku, zobaczyli rozwalone drzwiczki sporego sejfu, który stał otulony kurzem. W środku znaleźli kilka kasetek, które jednak nie były aż tak bardzo uszkodzone. Jednak ich zawartością zajmą się już w bezpieczniejszym miejscu.
W ułamku sekundy spakowali swój łub do toreb i wybiegli z banku, zaznaczając swoje zwycięstwo salwami z koltów. Wystraszone konie, stąpały z nogi na nogę, uginając się pod ciężarem swoich jeźdźców, gdy ci już wskoczyli na siodła.
Znowu śmiechy pogardy dla wszystkich, którzy myśleli, że Sam Whittmore nie ma wystarczających jaj by kalać swoje własne gniazdo.
Prawda, tato?
Kurz, stukot kopyt, strzały i gwizdy. Coraz dalej, coraz dalej i ciszej...
[zt]
---->?