Kirkowie słuchali Babsztyla jednym uchem. Kirk zapewne nawet nie był w stanie za bardzo zapamiętać nawet połowy tego, co wyrzucała z siebie kobieta.
Przepchali się przez tłum, tuż pod podest, na którym stali kandydaci i zabrali się za konkrety. No, bo przecież organizatorzy zapomnieli poinformować Kinkaida, o której powinien się stawić! John postawił wiaderko na ziemi, w usta wsunął kilka gwoździ, chwycił młotek i jedną z rolek papieru i zaczął przybijać plakat do najbliższego słupa. I to plakat nie byle jaki, ponieważ był to plakat jego taty. Przybił go tak, żeby zakryć plakat Baby.
"Kirk Kinkaid Burmiszczżem". Robiony z najlepszej jakości papieru, w Atlancie. Tak im powiedziano.
Kirk rozejrzał się po ludziach, zmarszczył brwi i skupił się, próbując załapać, jaki temat jest poruszany. A, podatki! Zaraz, jakie znowu podatki? O czym to babsko stare gadało? Nie spodobało mu się to. Poprawił swoją brudną marynarkę i wlazł na podium. A co! W plecach mu przy tym łupnęło, aż się skrzywił.
- Podatki? Ja wam co powiem, o podatkach. Wszyscy są równi, więc nie musimy ich płacić. Ja wprowadzę całkowity zakaz podatków- tak, Kinkaid wiedział, co mówi. W końcu całe życie migał się przed fiskusem.- I każdy! Ale to każdy będzie płacić mniej za robotę dziwek! Bo sprawiedliwość musi być!
W tym czasie John przybijał
kolejny plakat. Stukał młotkiem prosto w gębę papierowego Canizasa. Niech każdy zna postulaty.
- I pozbędziem się wszystkich Indiańców- produkował się dalej Kirk będąc pewnym tego, że jest najlepszym kandydatem na stołek burmistrza. Miał najlepszy plan na to miasto i koniec, kropka. - Tych brudasów trza było pozbyć się za pierwszym razem. Raz a porządnie, a nie! Tera toporki znajdują, i co? I Gówno! Gówno, trzeba się go pozbyć! A nie po kościołach zapierdalać! - czuł dumę z tego, co mówi. Bo mówił dobrze. Nawet, jeśli dobór słów sprawiał, że umysł Szkota działał na najwyższych obrotach. Znad jego rudych włosów unosiła się para. - A w saloonie... jak to w saloonie, wprowadzę przepis prawiący o tym, że przyjęcia tam będą częściej! I wszyscy będą mniej płacić za gorzałę. A baby wszystkie do garów! Mordy zamknąć i obiad gotować! Takie porządki! I najważniejsze! - zaczął mówić głośniej, bo i sprawa zrobiła się poważniejsza.- Nowa ręka dla Michaela Storma!