- Niegrzeczna, hm... - powtórzył po niej z pełną dozą zamyślenia w głosie. Półszepty wypowiadane wprost do ust przybrały na sile. Im wyżej księżyc notował się na niebie, im dalej sięgały wskazówki zegara bijącego godziny, tym rozmówki stały cię cichsze. Potajemne spotkanie na ganku mogło by być jeszcze bardziej intymniejsze, gdyby nie... o, za późno. Lampa przygasła znacząco. Nafta kończyła się. Resztki spalonego łoju dotykała dolnych krawędzi szkła. Jasny blask przymknął swoje powieki. Salem miał je zawsze szeroko otwarte. W jego wypadku 'szerokość' to pojęcie niestety względne. Jego potulny wzrok przypominał raczej wzrok śpiącego nastolatka. Wieczne niedospanie, przymroczenie wielkością uniwersum... wszystko to tliło się w błękitnych oczach McWild'a. Aż dziwne, że on sam, nadal był pełen sił witalnych i energii.
- Zatem... droga Morgan...- zaczął spokojnie, węsząc intuicyjnie grubszą aferę - Siedzisz na mnie w iście wyzywający, acz słuszny obecnie sposób... i nazywasz się niegrzeczną. Pozwól mi przemilczeć co właśnie myślę...
Dłonie powiedziały za niego. Dokończyły wypowiedź podsuwając się wyżej. Poszczególne kręgi kręgosłupa zaznaczał opuszkami. Męskie dłonie pielęgnowały coraz cieplejsze plecy pani Smith.
- Zatem... droga Morgan...- zaczął spokojnie, węsząc intuicyjnie grubszą aferę - Siedzisz na mnie w iście wyzywający, acz słuszny obecnie sposób... i nazywasz się niegrzeczną. Pozwól mi przemilczeć co właśnie myślę...
Dłonie powiedziały za niego. Dokończyły wypowiedź podsuwając się wyżej. Poszczególne kręgi kręgosłupa zaznaczał opuszkami. Męskie dłonie pielęgnowały coraz cieplejsze plecy pani Smith.